jak rozwijać kreatywność dziecka

Podobno wysoki iloraz inteligencji nie wystarczy, by w przyszłości otrzymać Nobla. Do stworzenia czegoś genialnego, a przy tym nowego, potrzebna jest też kreatywność. Nie bez powodu jest to umiejętność uznawana za jedną z najważniejszych kompetencji przyszłości. Dobra wiadomość jest taka, że twórcze myślenie nie jest wyłącznie darem, który otrzymujemy zaraz po narodzinach i można wspierać jego rozwój już od najmłodszych lat.

Wyobraź sobie scenkę. Klocki Lego rozsypane na dywanie i dwoje dzieci. Jedno będzie układało budowlę według schematu, który widziało już na opakowaniu zabawki lub jeśli jest starsze - instrukcji, a inny maluch przy pomocy tych samych elementów stworzy abstrakcyjny twór, który będzie trudno zamknąć w jakichkolwiek ramach. Teoretycznie każde z dzieci stworzyło z klocków "coś nowego", jednak w przypadku drugiego malca widać więcej przejawów kreatywnego działania. Nawet, jeśli pierwszy "budowniczy" będzie w szkole typowym prymusem, który w pamięci liczy od czwartego roku życia, a czyta od trzeciego, to i tak nie zmieni świata swoim geniuszem. Według naukowców dzieje się tak, bo takie dzieci są raczej skupione na spełnianiu oczekiwań otoczenia, niż realizowaniu swoich własnych, innowacyjnych pomysłów.

Kreatywność nie lubi sztywnego planu dnia

Badania pokazują, że najbardziej kreatywne dzieciaki rzadko zostają ulubieńcami nauczycieli, ale tego chyba nie trzeba nikomu mówić. Szkoła wydaja się być miejscem, które stoi w opozycji dla twórczych rozwiązań i raczej zrównuje wszystkich do jednego poziomu myślenia. Badacze z Boston Collage sprawdzili jednak co dzieje się w domach 5 proc. najbardziej kreatywnych dzieci z wybranych szkół. Okazało się, że rodzice wspomnianych uczniów rzadko wprowadzali sztywny plan dnia. Wniosek był, więc taki, że jeśli dzieci mają zbyt dużo narzuconych z góry zasad, to rzadko mają okazję do wykazywania własnej inicjatywy. Być może coś w tym jest. W końcu genialne pomysły są często konsekwencją odwagi i podejmowania wielu prób.

Kreatywność idzie w parze z pasją

Amerykańscy architekci uznawani za szczególnie innowacyjnych dodali od siebie także, że nie byli zmuszani do twórczych zajęć. Mieli możliwość próbowania różnych pasji i rozwijali się w tych, które lubili najbardziej. Naturalna ciekawość zachęca bowiem do odkrywania nowych dróg, drążenia i zgłębiania tajników danej dziedziny, w której stajemy się stopniowo ekspertami. Co, więc możemy zrobić dla naszych dzieci, by wspomagać ich kreatywność?

1. Pozwalaj dziecku odkrywać świat i rozwiązywać problemy na różne sposoby (nawet takie, które wydają się być w pierwszym momencie absurdalne)
2. Pokazuj dziecku możliwości i różne pasje
3. Zachęcaj (ale nie zmuszaj) do twórczych zajęć 
4. Doceniaj charakter, a nie wyłącznie grzeczne zachowanie (kreatywność to zwykle cecha nonkonformistów)
5. Doceniaj dociekliwość i na setne pytanie - dlaczego - nie tylko odpowiadaj, ale znajdź odpowiedź razem z dzieckiem
6. Pozwalaj na nudę, niech maluch ma szansę do wykazywania własnej inicjatywy w swobodnej zabawie

Przy okazji, zerknęłam też na przejawy kreatywności u dzieci 2- letnich i 3-4 letnich. Wszystko wskazuje na to, że takim maluchom wystarczy nie przeszkadzać, a po prostu podsuwać możliwości do rozwoju ruchowego, zabaw, fantazji i poznawania świata. Pomysłów na kreatywne zabawy w domu jest cała masa, kilka z nich znalazłam na Pitnereście i myślę, że można je swobodnie interpretować. 

Pomysły na twórcze zabawy z małym przedszkolakiem:


kreatywne zabawy z dziećmi
Zabawa polega na losowaniu kamienia lub np karty z obrazkiem na podstawie, której rozwija się opowiadaną historię.
pomysły na kreatywne zabawy
Farba tablicowa daje możliwość do tworzenia codziennie nowych dzieł.

kreatywne zabawy dla dzieci
Tworzenie magicznych krain z dostępnych, naturalnych materiałów. Taka zabawa nie kosztuje fortuny i często można zmieniać układ i zawartość budowanego świata.

kreatywność u dziecka

Wykorzystywanie przedmiotów codziennego użytku w nowy sposób, to zawsze świetny pomysł na twórcze zabawy.







Rodzic to specyficzny typ widza. Inaczej przetwarza informacje i odbiera obrazy. Na widok maleńkich dzieci na ekranie albo wzdryga się i ucieka z krzykiem albo ociera z policzków łzy wzruszenia. Są jednak takie filmy, których nie jest w stanie przyswoić. Chyba, że zagryzie zęby, przygotuje paczkę chusteczek i wyciągnie dla siebie najlepsze wnioski.


1. "Ukryte piękno"

Jedną z ostatnich, tego typu produkcji, którą miałam okazję obejrzeć było "Ukryte piękno". Obraz ten doprowadził mnie do trzęsawicy i potoku łez, którego nie mogłam powstrzymać. Nie byłam w tym odosobniona, bo do kina wybrałam się z mężem. Dotrwaliśmy jakoś do końca seansu, a później wyszliśmy skuleni i trzymający się za ręce z myślą, że chyba lepiej byłoby już nigdy nie wypuszczać siebie z objęć. Po tym filmie miałam jedną myśl - że wszystko, co na co dzień bywa tak strasznie przytłaczające, te przyziemne sprawy, nocne pobudki, zmęczenie itd są kompletnie nieważne. Nie mam co prawda problemu z cieszeniem się z tego, że jestem mamą i nie potrzebuję zostać nią po raz drugi "by naprawdę cieszyć się macierzyństwem", ale naprawdę - od momentu, gdy obejrzałam ten film codzienne uporczywości przestały mi przeszkadzać. To można, więc uznać za ogromny plus. Obejrzenie tego filmu działa też trochę jak katharsis - przychodzisz do kina, oglądasz go, dostajesz spazmów płaczu i wychodzisz oczyszczona. Raz w życiu można sobie zapodać taką dawkę emocji, więc jeśli nadal chcesz zobaczyć obraz Davida Frankela, w którym wystąpiła pierwszoligowa obsada z Willem Smithem, Edwarden Nortonem i Kate Winslet na czele, to zapraszam do kin. Nie nastawiaj się jednak na przyjemny, świąteczny seans.



2. "Pokój"

Kolejną produkcją, której oglądanie powinno być zakazane, gdy jest się rodzicem jest "Pokój". Nie chcę zdradzać fabuły, bo najlepiej chyba obejrzeć ten film, gdy zbyt wiele się o nim nie wie. Mogę, jednak przyznać, że jest to chyba najtrudniejszy dramat jaki obejrzałam w życiu. Dla mnie, jako dla matki było to wręcz nie do zniesienia, a najbardziej bolał fakt, że jest to historia, która wydarzyła się naprawdę. W trakcie seansu można, więc umrzeć z nerwów, bo akcja powoduje, że "Pokój" ogląda się w maksymalnym napięciu, a na koniec paść ze wzruszeń. Ten film jak rzadko, który pokazuje siłę więzi, która łączy matkę i dziecko.



3. "Musimy porozmawiać o Kevinie"

W przypadku filmu "Musimy porozmawiać o Kevinie" mamy do czynienia z wyższą szkołą jazdy. Historia jest trudna, zawiła i wielowymiarowa. Bezdzietni najczęściej z tytułowego Kevina tworzą potwora, za to rodzice widzą w tym filmie drugie dno. Nierzadko ma się okazję zobaczyć taki obraz rodzicielstwa, jednak jego wypaczenia w idealnym świecie też się zdarzają, a skutki są niemożliwe do przewidzenia. Film do ostatnich minut trzyma w napięciu i pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi. Oglądajcie na własną odpowiedzialność.


Dla równowagi powinnam pewnie polecić jakąś lżejszą alternatywę kina dla rodziców, jednak kontynuacji tematu możesz spodziewać się przyszłości. W komentarzu daj proszę znać, czy powyższe filmy znasz i jakie masz o nich zdanie. A może polecisz inną produkcję, której efektem będą głębsze przemyślenia?

Mój syn zimą najchętniej spędzałby każdy dzień na śniegu do momentu aż zmieniłby się w sopel lodu. Ja z kolei nie jestem fanką arktycznych klimatów i zdecydowanie wolę kocyk, ciepłą herbatę i hygge na kanapie. Na szczęście da się znaleźć złoty środek i po szaleństwach na sankach, zasiąść do wspólnej gry w domowym zaciszu.

Najlepiej żeby była to planszówka, która będzie angażowała całą naszą trójkę. Pogrywamy, więc w memory, lotto, gry sprawnościowe i powoli odkrywamy kolejne, przy których wszyscy możemy dobrze się bawić. Jedną z nich jest 'Lotto Zwierzęta" od Kapitana Nauki, która przeznaczona jest już dla maluchów od 2 lat. Jej zasady są bardzo intuicyjne i w zasadzie po otwarciu pudełka, mój syn od razu wiedział co robić. W przypadku naszego trzylatka zabraliśmy się za trudniejszy wariant, który polega na dopasowaniu wszystkich 36 żetonów ze zwierzakami do 6 kart z różnymi krainami (np. łąka, gospodarstwo, las, Sawanna). Do gry można też wprowadzić element rywalizacji, czyli losować wśród graczy duże karty i dopasowywać żetony na czas. Opcji rozgrywki jest wiele, a sam producent proponuje ich aż cztery.


Przy okazji, rozgrywka jest też dobrą okazją do poznania nowych gatunków zwierząt. Igor dowiedział się m.in dlaczego morsy i lisy polarne żyją w Arktyce, a sępy w gorących rejonach pustynnych. Nowością był też dla niego maskonur - ptak żyjący w Arktyce, o którym koniecznie musieliśmy doczytywać w sieci, by zaczerpnąć o nim więcej informacji.


Żetony i karty przyciągają wzrok sympatycznymi i pięknymi grafikami, których autorami są polscy ilustratorzy. Mamy już dwie, inne gry typu - lotto i jak do tej pory, to "Lotto Zwierzęta" najbardziej spodobała się naszemu maluchowi. 


Dodam tylko, że po szaleństwach na śniegu czy placu zabaw, jest to doskonała okazja do wyciszenia, a dla rodziców do napicia się ciepłej kawy. Więcej info na temat gry znajdziecie tutaj. 

A Wy lubicie planszówki? Możecie polecić inne, fajne i angażujące gry dla 3-latka i rodziców?

W domach dziecka w oddziałach dla najmniejszych dzieci panuje cisza. To dziwne, bo przecież "normalne" niemowlęta płaczą wiele razy w ciągu doby i w ten sposób sygnalizują swoje najważniejsze potrzeby. Tam maluchy nie wołają, bo wiedzą, że i tak nikt nie przyjdzie, by je utulić. 

System jest stworzony tak, że na dwadzieścioro maleństw przypadają dwie panie. One mają z zadanie nakarmić, przewinąć, podać leki... Nie mogą się rozdwoić i rozczłonkować, by każdemu maluszkowi zapewnić odpowiednią ilość czułości. W bezdusznych rachunkach i przeliczeniach zabrakło już na to środków. Bez tulenia, lulania, kołysania i dotyku najmniejsze dzieci szybko marnieją. Nie są tak ruchliwe, jak ich rówieśnicy, którzy mieli więcej szczęścia i urodzili się w kochających rodzinach. Nie wodzą wzrokiem... a część ich mózgu, która odpowiada za empatię nie ma szans na prawidłowy rozwój. Z czasem ich ciało broni się przed brakiem czułości i same wprawia się w wahadłowy ruch, co później zostanie nazwane chorobą sierocą. 

Są jednak miejsca, gdzie takim porzuconym dzieciom daje się szansę na poczucie bezpieczeństwa i miłości. Jedno z nich powstało w Łodzi (moim mieście, więc piszę to z dumą). Mowa o "Tuli-Luli", o którym ostatnio sporo mówi się w mediach, choć ośrodek działa od kilku miesięcy. To taki zastępczy dom dla osieroconych dzieci, które trafiają tam od pierwszych dni swojego życia. Maluchy są tam nie tylko otoczone specjalistyczną opieką m.in neurologa, psychologa rozwojowego czy pediatry, ale przede wszystkim troską i czułością, którą otrzymują od stałych opiekunów. Wśród nich są też wolontariusze, którzy przychodzą, by stworzyć dla tych maleństw namiastkę prawdziwego domu, takiego w którym bliscy noszą, kołyszą i otaczają czułością. I wiecie co? To jest jedna z najbardziej pozytywnych rzeczy jaką ostatnią usłyszałam. Słuchałam jak szefowa ośrodka opowiada o inicjatywe "Tuli-Luli" i o tym jak pierwsi podopieczni w pozytywny sposób się zmieniają pod wpływem troski i dotyku - zaczynają wesoło kopać, ruszać się i....płakać...wtedy rosło mi serce. Jednocześnie pękało na myśl o tych okruszkach, które rodzice porzucili zaraz po urodzeniu. 

I wiecie co jest w tym wszystkim najważniejsze? By niemowlę wyrosło na szczęśliwego człowieka nie wystarczy zapewnić mu wszystkich podstawowych potrzeb i odłożyć do łóżeczka. 

To noszenie, przytulanie, o którym mówi się często - nie rób tak, bo przyzwyczaisz - jest jak magia! 

Bez niego nie ma szczęśliwych ludzi. Więc, proszę - nie słuchajcie tych bredni i noście! Przytulajcie ile tylko dusza i serce zapragnie, bo tak trzeba. A pewnego dnia i tak maluch zejdzie z Waszych rąk i pogna w świat z odwagą. Zrobi tak, bo będzie czuł się ważny i kochany. A to właśnie naszą rolą jest kochać dzieci. Najbardziej jak tylko potrafimy.



Gdy byłam na urlopie macierzyńskim, zastanawiałam się jak pokierować moją karierą zawodową. Bałam się codziennej gonitwy, ciągłego zmęczenia i uciekających chwil, które mogłabym spędzić z rodziną, a traciłabym je np. na codzienne dojazdy do pracy i stanie w korkach. Jednocześnie chciałam dalej się rozwijać i realizować zawodowo. Postawiłam na freelance i pracę w domu, co dla młodej mamy okazało się strzałem w 10.

Założyłam firmę i przyznam, że na początku wcale nie wiedziałam jak będzie, ile dokładnie będę pracować i i ile zarabiać. Prowadzę działalność już blisko 3 lata i coraz częściej doceniam zalety, które sprawiły, że na początku to rozwiązanie wydało mi się najlepsze. Jeśli też nie wiesz co zrobić ze swoją karierą i jeszcze się wahasz, sprawdź ile zalet może mieć praca w domu, gdy jesteś mamą. 

1. Kupuję więcej czasu dla rodziny

Nie gnam na złamanie karku o poranku do biura. Nie przedzieram się przez korki, by zdążyć do pracy. Rzadko klienci chcą umawiać się na spotkania wcześniej niż na godz. 10, więc nawet, jeśli muszę opuścić moje "biuro" (czyli dom), to nie muszę się śpieszyć. W ten sposób kupuję też sobie trochę spokoju. O poranku mamy czas na leniwe przebudzenie, przytulanie i chwilę zabawy z synem. Każde popołudnie też mamy dla siebie, bo nawet jeśli nie udaje mi się skończyć pracy o czasie, to nadrabiam wieczorami, gdy już syn śpi. Oczywiście jest też druga strona medalu, czyli czasem pracowanie w dni wolne czy na wakacjach, ale w ogólnym przeliczeniu z pewnością mam więcej czasu dla rodziny, niż gdybym pracowała na etacie.



2. Gdy dziecko choruje, mogę z nim zostać

W wielu domach w trakcie chorób dzieci pracujących rodziców wspierają dziadkowie. U nas nie ma takiej opcji. Jeśli maluch choruje, to my musimy się nim zająć. Myślę, więc, że z etatu wyleciałabym w zeszłym roku co najmniej kilka razy, gdy maluch chorował ciągiem niemal przez 3 miesiące. Nie było to oczywiście łatwe, bo jednak swoją pracę musiałam zrobić i często nadrabiałam po nocach, ale nikt z pracy mnie nie wyrzucił.

3. Mogę przedłużyć wspólne wakacje

Praca zdalna pozwala na wykonywanie obowiązków z dowolnego miejsca, więc mogę przedłużać sobie długie weekendy czy wakacje i zająć się zleceniami na wyjazdach, które nie zakończyły się w ostatnim dniu urlopu lub gdy po prostu przedszkole nie pracuje, a każdy rodzic na etacie już powinien być w pracy.


4. Jestem wtedy, gdy trzeba

Po prostu, jestem w razie potrzeby i tzw. "pożarów". Nie muszę prosić szefa o pozwolenie na wcześniejsze wyjście z pracy. Kiedy dzwoni telefon z przedszkola, najczęściej to ja mogę najszybciej zareagować np. gdy dziecko nagle zachoruje.

5. Muszę być świetnie zorganizowana

Praca w domu ma też swoje pułapki. Jeśli nie postawi się wyraźnej granicy między pracą, a po prostu byciem w domu i jego ogarnianiem, to można się w tym zatracić. Jeśli o poranku zastanę w zlewie mnóstwo naczyń, a na blacie będzie brudno, to wiem, że nie zacznę pracy dopóki tego nie ogarnę. Wtedy marnuję cenny czas, który powinnam poświęcić na pisanie. Mam więc nawyk zajmowania się tymi sprawami wyłącznie po pracy, tak by rano moja przestrzeń była wolna od chaosu. Inaczej po prostu nie mogłabym się skupić, jednak zyskujemy na tym wszyscy, bo mamy po prostu doskonale zorganizowane obowiązki domowe i więcej wolnego czasu w weekendy, których nie musimy poświęcać np. na gruntowne sprzątanie.



6. Mam czas na dopieszczanie codzienności

To nie sprawdza się zawsze, bo zdarzają się takie okresy w mojej pracy, że z natłoku obowiązków prawie zapominam jak się nazywam, ale w luźniejsze dni mogę więcej energii poświęcić na planowanie niespodzianek, świąt, spotkań rodzinnych czy choćby posiłków i ugotować coś nowego z trudniejszego przepisu. Mogę wtedy zrobić sobie extra dzień wolny z dzieckiem lub wcześniej odebrać je z przedszkola, by pójść na spacer do pobliskiego parku, zjeść lody i pokarmić kaczki. To się chyba nazywa slow life i choć u nas zdarza się czasem, a nie jest na co dzień, to bardzo to doceniam.

copywriting praca w domu


Na koniec muszę dodać, że bycie mamą na freelansie nie zawsze jest proste. Nie wszystko układa się idealnie, los płata figle, a prowadzenie własnego biznesu rządzi się swoimi i często twardymi prawami. Dlatego dla równowagi i by być w 100% fair wobec Was, mam, które być może też planują taki rodzaj pracy, wkrótce postaram się o kolejny wpis w tym temacie, ale podsumowujący wady.

A Wy jak pracujecie Drogie Mamy i czujecie się szczęśliwe w swojej pracy? 


Pinterest cyklicznie przygotowuje raport na temat trendów, które będą obowiązywały w nowym roku. Platforma bierze pod lupę wyszukiwania użytkowników w dziedzinach takich jak: moda, uroda, kuchnia czy....dzieci i na tej podstawie przygotowuje zestawienie o topowych trendach. Zobaczcie za czym będą szaleli rodzice w 2017 r.

Wiele osób korzysta z Pinteresta szukając tam przepisów na dania dla dzieci, pomysłów na dekoracje wnętrz czy zabawy. Sama robię tak od dawna, więc z ciekawością przejrzałam cały raport o trendach na 2017 r, a szczególnie dział poświęcony dzieciom. Niektóre z punktów znałam już doskonale, ale niektóre z nich są dla mnie zaskoczeniem. Poniżej znajdziecie 10 wytypowanych przez Pinteresta tendencji, które zawojują internet i nasze domy w nowym roku:

1. Natura i las w pokojach dziecięcych


Do pokoików dzieci zapraszamy mieszkańców lasu: jelonki, niedźwiadki, lisy, drzewa, pieńki, naturalne drewno, liście namalowane na ścianach czy góry. Niby wszystko to już widziałam, ale w trendzie chodzi o coś więcej. Pokój ma opowiadać historię o przygodzie lub wycieczce w lesie. Aranżujemy, więc kąciki do zabaw z tipi i akcesoriami takimi, jak ognisko czy drewniane pieńki. Wygląda to całkiem miło dla oka i mnie do gustu przypadło bardziej od modnych dawniej np. płaczących chmurek. 

2. Pomagamy dziecku rozwijać się, proponując zabawy i aktywności

Brzmi znajomo? Wydaje mi się nawet, że to codzienność każdego rodzica. Od dawna rodzice stają na głowie, by proponować swoim dzieciom rozwijające zabawy. Chodzi o przykłady aktywności, które w naturalny sposób pomagają w nauce mówienia czy poszczególnych umiejętności, a Pinterst to prawdziwa skarbnica inspiracji w tym zakresie.

3. Trochę magii w ogrodzie



Okazuje się, że na Pintereście rodzice szukają inspiracji na aranżację ogrodu lub chociaż jego fragmentu lub elementów, tak by przypominały one miniaturowe, bajkowe krainy. Maleńkie domki, źródełka, dróżki i miniaturowe elfy mnie przyprawiają o lekki dreszczyk grozy, ale samo tworzenie takiej bajkowej aranżacji może być świetną zabawą dla dzieci i rodziców. A efekt? Cóż... na pewno spodoba się maluchom.

4. Budowanie historii na postawie zapisanych kart

Ten temat mnie zaciekawił, bo może być świetną zabawą dla starszych dzieci. W skrócie polega to na tym, że na kartach wypisujemy początek bajki lub historii. Losujemy jedną z kart i dopowiadamy resztę według własnych wyobrażeń. Może to być świetny pomysł na wspólne spędzanie czasu np. w długie, zimowe wieczory.

5. Zabawy manualne palcami

Od lepienia, poprzez zabawy mini pacynkami. Wszystko to brzmi znajomo, ale można znaleźć na nie milion pomysłów i nowych sposobów.

6. Podróżowanie samochodem z dzieckiem i pomysły na to jak tę podróż przetrwać


Kto jechał choć raz w dalszą, samochodową podróż autem z niemowlakiem ten wie, że trzeba się do tego przygotować jak do wojny. Jednak teraz nauczeni życiem, wiemy w co się uzbroić, by taką podróż przetrwać. Otóż trzeba zaopatrzyć się w listę hacków, które nam to ułatwią, a z pomocą przychodzą inni rodzice, którzy zdążyli już wpaść na milion genialnych pomysłów, które umożliwiają nawet długie podróżowanie z dzieckiem.

7. Wirtualna rzeczywistość

To co oglądamy na ekranach ma przenikać do naszej rzeczywistości. Poznaliśmy już Pokemon Go, a w wersji dla dzieci wirtualna rzeczywistość powołuje do życia ich rysunki z kolorowanek (taką aplikację wypuścił już np. Disney). Kupić można też już gry planszowe czy kreatywne, które przy użyciu aplikacji do życia powołują dziecięce malunki czy bohaterów gier. Oczywiście wyposażyć się można także w okulary VR, ale jak dla mnie to nadal abstrakcja.

8. Domowe lody



Już wiadomo czym będziemy zajmować się latem w kuchni - będziemy na potęgę wytwarzać domowe lody, a hitem będą te w kolorach tęczy. To cieszy mnie bardzo, bo oznacza, że na Pintereście znajdziemy mnóstwo ciekawych przepisów i maluchy będą mogły latem zajadać się chłodnymi pysznościami, które sami wyczarujemy w kuchni. Na wegańskie, bananowe lody przepis już mam, więc chętnie się z Wami nim podzielę.

9. Klasyczne imiona dziecięce

Wszystko wskazuje na to, że w 2017 r. mniej dzieci będzie cieszyło się oryginalnym imieniem. Po Żyrafach i Dżesikach chcemy powrotu do klasyki... i dobrze!

10. Nauka hiszpańskiego

Tutaj kompletnie nie wiem o co chodzi, ale wychodzi na to, że cały świat oszalał na punkcie nauki języka hiszpańskiego. Jeśli więc macie ochotę, to na Pintereście znajdziecie sposoby na wtłoczenie hiszpańskiego do głów Waszych pociech.

Trendy zostały oczywiście wytypowane na podstawie wyszukiwań rodziców z całego świata, jednak sporo z nich powinno przyjąć się też w naszych domach. Co o nich myślicie? 



Źródło zdjęć: Pitnerest