Początek roku jest dla nas wyjątkowo łaskawy. Zdarzyło się kilka pozytywnych rzeczy, które dały mi motywacyjnego kopa i naładowały pozytywną energią.

Co robiliśmy?

Cieszyliśmy się sobą, zimą i tym, że udało się nam ominąć szpital. Mało brakowało, a nasz maluch byłby uboższy o trzeci migdał. Na szczęście udało się mu od tego wywinąć i tym samym nie mamy aresztu domowego. Do woli korzystaliśmy, więc z zimowych plenerów i długich wieczorów w domu. 



Najlepszy przepis, jaki wypróbowałam w lutym jest genialnie prosty, a zarazem smaczny. Chodzi o chlebek bananowy, który  najlepiej zrobić, gdy w domu zalegają mocno dojrzałe banany. Chlebek, idealny do popołudniowej kawy albo na drugie śniadanie. Inspirowałam się oryginalnym przepisem z niezawodnego bloga Moje Wypieki. Dodałam do niego gorzką czekoladę, bo akurat została nam w szafce i wyszedł świetny mix. Ten chlebek tak nam zasmakował, że piekę go przynajmniej raz w tygodniu :)


W moim menu na stałe zagościła też owsianka w słoiku z suszonymi śliwkami, cynamonem i bananem. Jak do tej pory jest to pierwsze połączenie smakowe, które sprawia, że owsianka jest dla mnie zjadliwa. Takie śniadanie jest też szybkie w przygotowaniu, bo można zrobić je wieczorem dzień wcześniej i zostawić na noc w lodówce. Jak przygotowuję taką owsiankę?

Składniki:

  • szklanka płatków owsianych np górskich
  • 1 banan
  • mała garść suszonych śliwek
  • łyżeczka cynamonu
  • Kilka łyżek mleka roślinnego np. migdałowego lub krowiego

Jeśli chcemy przygotować owsiankę dzień wcześniej, wystarczy wrzucić składniki do słoika, zalać mlekiem, wymieszać i szczelnie zamknąć. Lubię robić ją też na ciepło. Wtedy najpierw gotuję płatki owsiane z mlekiem, a następnie dodaję cynamon, pokrojonego banana w plastrach i pokrojone śliwki. Takie śniadanie jest sycące, smaczne (szczególnie, jeśli lubisz słodycze) i doskonale pasuje do porannej kawy.


Jak było na freelansie?

W pracy dużo się działo. Mimo iż zdjęcie tytułowe trochę temu przeczy i sugeruje totalne lenistwo, to było wręcz odwrotnie. W lutym napisałam sporo tekstów dla moich klientów, w tym jeden - prawdziwą perełkę, która pięknie wpisze się w moje portfolio. Za chwilę upłyną 2 lata odkąd jestem "na swoim" i w związku z tym muszę wprowadzić kilka zmian w strategii działania. Wiem już co sprawdza się w moim biznesie, a z czego lepiej zrezygnować. W lutym miałam też okazję uczestniczyć w kolejnym, dużym wydarzeniu networkingowym, co zaprocentowało kilkoma ciekawymi kontaktami. Uczestniczyłam też w prelekcji na temat komunikacji w mediach społecznościowych, która niestety nie wniosła nic nowego do mojego doświadczenia, a jedynie była powtórką z podstaw. 



Ostatni miesiąc był też pozytywny, bo wróciło kilku klientów, z którymi nawiązałam pierwszy kontakt w zeszłym roku. Dało mi to pozytywnego, motywującego kopa, bo wszystko wskazuje na to, że sprawdzam się coraz lepiej w tym, co robię. W tym roku zamierzam w pełni korzystać z zalet freelansu, między innymi bez skrępowania przenoszę biurko do łóżka w poniedziałki :)

Najlepszy news zostawiam na koniec i dotyczy on wakacji. W tym roku wyjątkowo zaplanowaliśmy je już w lutym. Nie wiem czy to tęsknota za słońcem czy chęć zagwarantowania sobie wypoczynku, ale ta potrzeba była tak silna, że skusiliśmy się na wakacje już teraz. Na miejsce naszego wypoczynku wybraliśmy wybrzeże bułgarskie. Hotel jest w 100 proc. przyjazny rodzinom z małymi dziećmi, a jego położenie jest bajeczne, bo jest zlokalizowany w pięknej zatoce przy samej plaży. Okolica ma być spokojna, co by nas nie drażniły okoliczne imprezy :) Lecimy za prawie 200 dni, ale odliczanie już się zaczęło!



Na blogu w lutym polecam Ci kilka, ostatnich wpisów:

A jak Tobie upłynął ostatni miesiąc? Też myślisz już o wakacjach? 

Lutowe przyjemności

by on 14:43:00
Początek roku jest dla nas wyjątkowo łaskawy. Zdarzyło się kilka pozytywnych rzeczy, które dały mi motywacyjnego kopa i naładowały pozyt...

Ciąża to podobno stan błogosławiony. Kobiety wtedy promienieją i emanują radością, ale nie zawsze. Czasem wystarczy drobna iskra, by przyszłą matkę doprowadzić do szału. Dlaczego? Przeczytaj te kilka bzdur, które wspominam jako wyjątkowo irytujące z czasów "brzuszkowych", a wszystko stanie się jasne.


1. Największy hit nie jest kierowany do przyszłej mamy, ale jej parntera – Czy na pewno chcesz być przy porodzie? Jak Ty to wytrzymasz?

Czy jest w tym jakaś sugestia, że tak naprawdę facet nie chce być przy porodzie, więc to partnerka go zmusza - czy tylko ja odnosiłam takie wrażenie? Wszystko wskazuje też na to, że poród to najstraszniejsze przeżycie z tych strasznych dla mężczyzny. Ale halo – to nie on ma jakoś „wytrzymać” (no chyba, że pomyślimy o znieczuleniu dla niego), tylko kobieta. On jako partner, o ile w ogóle chce być przy porodzie, ma za zadanie po prostu wspierać. 


2. Ale masz duży brzuch/ ile przytyłaś w ciąży?

Ja rozumiem, że normalna sylwetka kobiety odbiega od kształtów, które nabierają ciężarne, ale 
zastanawia mnie DLACZEGO wszyscy wokół nagle stwierdzają, że mogą komentować wielkość i wygląd brzucha ciężarnych? Szczególnie jest to zabawne, gdy dorosłe osoby są wręcz zadziwione dużym brzuchem przyszłej mamy. Podobnie jest z pytaniami o wagę, nagle staje się to temat numer jeden. Może dla odmiany lepiej pokomentować czyjąś zwiększającą się łysinę/brzuch piwny, zastanówmy się na głos ile każdy utył od zeszłego roku?

3. Zrobiły Ci się JUŻ rozstępy?

Kolejne pytanie hit. Co najlepsze, gdy pada odpowiedź, że nie zrobiły się, to zaraz dostaję kontrę w postaci – Aaa to na pewno zrobią się później!  Uff...czyli jednak zawsze jest nadzieja na pamiątkę po ciąży.

4. Kiedyś to w ciąży pracowało się do ostatniego dnia przed porodem, a nie to co teraz kobiety siedzą na zwolnieniu…

To fakt, wiele kobiet nadużywa tego, że jest w ciąży i robi sobie po prostu 9-miesięczny urlop od pracy, jednak nie tyczy się to wszystkich. Zdarza się przecież tak, że ciąża nie przebiega książkowo i jest zagrożona. W takiej sytuacji naprawdę wybór jest oczywisty i nie ma nawet sensu, by zastanawiać się nad tym, czy pracować dalej czy walczyć o donoszenie ciąży. Uwierz mi – nawet największe pracoholiczki przewartościowują wtedy swoje priorytety.

5. Urodzić to można wszędzie, bo kiedyś to się w domu rodziło (w domyśle teraz hrabiankom się wygód zachciewa)

Taaa a kiedyś to się zęby też na żywca wyrywało, więc czemu by teraz też tego nie robić? Tylko się wygodnym pacjentom znieczuleń zachciewa? Kiedyś też w dzień po porodzie się szło na wykopki i w ogóle można było w polu urodzić.

6. Po urodzeniu dziecka WSZYSTKO się zmieni/ to wasze OSTATNIE chwile we dwoje

Heh… tak, bo po urodzeniu dziecka matka zostaje deportowana na Sybir, a tata wylatuje w kosmos. Nigdy już nie będziecie spędzali czasu we dwoje, a w ogóle dziecko będzie wrośnięte do Twojego łokcia (lub lepiej cycka).

Takich tekstów zapewne jest o wiele, wiele więcej i na pewno każda kobieta, spodziewająca się dziecka mogłaby stworzyć ich własny, subiektywny ranking. Czekam na inspiracje w komentarzach. Chętnie uzupełnię tę listę, tak chociaż do 10. Niech będzie ładna, okrągła liczba :)
najlepsze kosmetyki do makijażu blog

Skłamałabym, mówiąc, że nie lubię dbać o siebie i swój wygląd. Dlatego po dłuższym czasie, postanowiłam wreszcie pokazać Wam moją kosmetyczkę. Na mojej półce z kosmetykami do makijażu co jakiś czas pojawiają się nowości, jednak mam kilka produktów - ulubieńców, które znajdują się na niej zawsze. Przy ich pomocy mogę stworzyć szybki trwały makijaż na cały dzień, który jest komfortowy i po prostu dobrze wygląda. Zapraszam Was na przegląd moich ulubionych kosmetyków do makijażu.

Przy wyborze produktów do makijażu nie kieruję się tylko marką czy ceną. Zanim kupię coś nowego, najczęściej oglądam tutoriale i czytam opinie dziewczyn w sieci. Dzięki temu raczej rzadko dokonuję nietrafionych zakupów. Od kilku lat mam w kosmetyczce bazę, do której co jakiś czas dokładam nowości. Niektóre się sprawdzają i kupuję je ponownie, a czasem zdarza się i tak, że kurzą się gdzieś na półce. Wyleczyłam się też z kupowania rzeczy zbędnych. Kiedyś miałam ich sporo, zalegały mi w kosmetyczce, bo nie mogłam ich zużyć, co bardzo mnie drażniło. Dotyczy to np. rozświetlacza w pisaku albo bardzo połyskliwych cieni. Kupiłam te rzeczy w przypływie chwili i teraz irytuje mnie ich widok. Stawiam, więc na minimalizm i mój codzienny make-up ogranicza się zaledwie do kilku niezbędnych kosmetyków. Przejdźmy zatem do moich sprawdzonych, makijażowych ulubieńców.

polecane kosmetyki blog
kosmetyki do makijażu oczu

Oczy

1. Tusz do rzęs Sumptuous Extreme Estee Lauder

Tej amerykańskiej marki nie muszę chyba nikomu dłuższej przedstawiać. Lubię kosmetyki Estee Lauder za doskonałą jakość, trwałość i piękne opakowania, które wyglądają doskonale nawet po długim czasie używania. Pogrubiający tusz z linii Sumptous jest jednym z wielu, które miałam okazję testować i jak na razie pozostaje on moim numerem jeden. Z natury mam bardzo długie rzęsy, więc nie muszę przy nich wiele robić, by wyglądały dobrze. Od tuszu oczekuję, by pogrubiał rzęsy, dobrze je podkreślał, był łatwy w aplikacji i komfortowy w noszeniu. Z wieloma tuszami mam bowiem tak, że tworzą z moich ultra długich rzęs pajęcze nogi lub powodują, że moje oczy palą żywym ogniem po kilku godzinach. Tusz od Estee Lauder można nałożyć dosłownie w minutę i od razu wygląda dobrze. Nie trzeba robić tego z wielkim namaszczeniem, stosować szczoteczek, zalotek i innego ustrojstwa. Ten produkt po prostu sprawia, że oczy od razu wyglądają świetnie. W ciągu dnia nic się nie osypuje, ani nie rozmazuje. Jedyną wadą jest cena. W regularnej sprzedaży ten kosmetyk kosztuje 149 zł, ale widziałam, że w promocji można upolować go nawet za 95 zł.

jakie kosmetyki do makijażu

2. Cienie do powiek Pure Color Estee Lauder

Moja paletka cieni jest dość wiekowa i prawie w całości wykorzystana. Co ciekawe nie ma jej w regularnej sprzedaży, bo była to część zestawu kosmetyków Estee Lauder. Pozostaje, więc mieć nadzieję, że odpowiednik z linii Pure Color będzie równie dobry. Jak dla mnie ta paleta ma idealny zestaw nudziakowych kolorów, które doskonale nadają się na co dzień. Jak zobaczycie na zdjęciach 3 kolorów już w niej prawie nie ma i jest to chyba jedyna paleta, którą zużyłam w tak dużym stopniu. Kolory są w niej jakby delikatnie przydymione i matowe, niektóre odrobinę się mienią, ale jest to prawie niewidoczny efekt. Można nimi pięknie wykonturować oko lub tylko delikatnie podkreślić powiekę jasnym, beżowym cieniem, co robię najczęściej w wersji dziennej. Dodatkowo używam tej palety również do brwi, bo jeden z cieni ma do tego idealny dla mnie kolor. Jak już wspominałam moja kosmetyczna jest minimalistyczna i póki co nie stosuję oddzielnych kosmetyków do brwi, bo oczy ogarnia mi jedna paleta. Co ważne cienie są po prostu trwałe, doskonale aplikują się na powiekach i nie gromadzą w załamaniach. Lubię ten produkt nawet za opakowanie, które jest po prostu ładne i wyposażone w poręczne lusterko. Moja paletka ma 9 kolorów. W wersji 5-kolorowej kosztuje w regularnej cenie 240 zł.

kosmetyki do makijażu oczu
kosmetyki do makijażu oczu

3. Kredka do oczu Mac, Powerpoint Eye Pencil

Do codziennego makijażu oka zdecydowanie wolę używać dobrej, trwałej kredki niż eyelinera w tuszu. Aplikacja jest po prostu dla mnie łatwiejsza i szybsza. Kredka z MAC jest wododporna i nie wymaga poprawek w ciągu dnia. Nie ma też problemów z jej zmyciem, bo łatwo usunąć ją przy pomocy płynu micelarnego. Kredka daje ładny, matowy efekt bez rozmazywania. Jak dla mnie jest idealnie miękka i trwała. Mój kolor to nasycona czerń. W regularnej cenie kupicie ją za 75 zł.

MAC kredka do oczu
jakie kosmetyki do makijażu

Twarz

4. Fluid Revlon, Colorstay

O tym kosmetyku pewnie już czytałaś lub słyszałaś nie raz. Jest polecany przez wiele dziewczyn i makijażystów. Jest to kosmetyk średniopółkowy, który można kupić w większości drogerii. Podkład Revlonu - Colorstay zasłynął przede wszystkim dzięki swojej trwałości i doskonałemu kryciu. Ja trzymam się go od lat, mimo że moja cera się zmienia i nie wymaga obecnie dużego krycia. Nakładam go po prostu minimalną ilość i sprawdza się u mnie doskonale, przede wszystkim dzięki idealnie dobranemu kolorowi, którym jest Natural Beige (220). Wpada on w chłodny, jasny beż i pasuje do bladolicych słowiańskich karnacji. Używam wersji dla cery mieszanej i na co dzień rzadko stosuję dodatkowo puder do matowienia. Wolę naturalny efekt o satynowym wykończeniu, jaki daje mi sam fluid. W regularnej cenie kosztuje od 40-60 zł w zależności od sklepu.

podkład revlon colorstay recenzja

5. Korektor Loreal Paris, True Match


Korektor musi u mnie sprawdzać się przede wszystkim pod oczy. Naturalnie mam mocno zasinione okolice pod oczami i ilość snu nie ma tu zbyt wiele do rzeczy. Korektor ma, więc w miarę sensownie kryć i rozświetlać. True Match od Loreala sprawdza się u mnie bardzo dobrze. Nie przesusza skóry i ładnie koryguje podkówki pod oczami stapiając się ze skórą. Używam koloru nr 2 'Vanilla" i jak dla mnie jest dobry, choć odrobinę wpada w żółtą tonację. Jest to też bardzo wydajny kosmetyk i ma sensowną cenę (ok 36 zł).

podkład revlon colorstay recenzja


6. Róż w kamieniu, Bourjois


Pierwszy raz wypalany róż od Bourjois kupiłam w liceum. Od tej pory praktycznie zawsze mam jakiś egzemplarz w kosmetyczce, choć jest on tak wydajny, że chyba nigdy się nie kończy. Paleta kolorów jest po prostu ogromna, więc każda kobieta może dobrać idealny odcień do swojej cery. Róż nakładany dużym pędzlem, zamienia swoją konsystencję w puder i pięknie podkreśla policzki. Zwykle używam chłodnych lub mieniących się róży i mam wrażenie, że z tym kosmetykiem trudno o makijażową wpadkę. Efekt jest bardzo delikatny i subtelny, więc doskonale nadaje się na co dzień. Obecnie w kosmetyczce mam kolor nr 33 "Golden Lilac". Jest to delikatny brzoskwiniowy kolor, który nadaje policzkom odrobiny blasku. Nakładam go na szczyty kości policzkowych i po jednym muśnięciu pędzla wyglądam świeżo, a cera ma zdrowszy odcień. Zwykle róż ten można kupić za ok 54 zł.

kosmetyki do makijażu rossmann


Usta

7. Matowa pomadka w płynie - MAC, Retro Matte Liquid Lipcolour


O moim debiucie z czerwienią na ustach pisałam tutaj. Od tamtego momentu coraz odważniej sięgam po mocne i matowe kolory na usta, choć jeszcze kilka lat temu pomadka w kolorze nude, to był dla mnie szczyt makijażowego szaleństwa. Przekonałam się do mocnych ust dzięki genialnej makijażystce Mac Cosmetics, która nie tylko dobrała dla mnie genialny kolor głębokiego wina "Dance with Me", ale też pokazała jak użyć pomadki, by uzyskać najlepszy efekt. W pierwszej chwili musiałam przyzwyczaić się do zupełnie nowego wygląda i do kompletnie innej, ale własnej buzi. Efekt spodobał mi się na tyle, że zainwestowałam w pomadkę w płynie i absolutnie nie żałuję. Nie noszę jej na co dzień, ale na zwykłe, mniejsze i większe wyjścia owszem. Zawsze czuję się w niej doskonale i mam wrażenie, że inwestycja w ten kosmetyk zwróciła się w moim świetnym nastroju. W aplikacji trzeba nabrać odrobinę wprawy, ale z czasem idzie bardzo sprawnie. Sama pomadka daje bardzo matowe wykończenie, więc usta są po niej odrobinę przesuszone. W dniu, gdy chcę się nią umalować po prostu nakładam wcześniej balsam i jest ok. Noszę ją często nawet kilka godzin bez poprawek, ale po zjedzonym np. obiedzie zawsze wymaga korekty. Jej cena raczej nie zachęca do zakupu (107 zł), ale pociesza mnie to, że jest to wydajny kosmetyk :)

matowa pomadka MAC
matowa pomadka rossmann

W zestawieniu chciałam Wam jeszcze pokazać zestaw Inglota do konturowania twarzy, ale jest wykończony do zera i nie zdążyłam uzupełnić zapasów. Myślę jednak, że teraz kupię coś nowego i jeśli się sprawdzi, przygotuję recenzję. Pokazałam Wam moją złotą 7, która wystarcza mi do zrobienia pełnego dziennego makijażu. Jestem ciekawa czy znacie i używacie tych samych, a może podobnych kosmetyków. Może mój wpis pomoże Wam w podjęciu zakupowych decyzji. 

kosmetyki do makijażu rossmann

Liczę mocno na Wasze komentarze, bo to pierwszy tak obszerny wpis kosmetyczny na blogu i jestem ciekawa jak Wam się podoba. Dajcie proszę znać :)

na zdjęciach:

Pędzle do makijażu - MAC
Czarna taca - H&M Home
Złoty Anas świeca - H&M Home
Srebrna świeca - H&M Home
Bransoletka ze złotym sercem - Lilou


instagram parenting

Z Instagramem jest trochę tak, jak z kolorowymi magazynami. Wszyscy wiemy, że to ściema, ale lubimy je przeglądać. Z Insta na szczęście można zaczerpnąć coś więcej niż tylko kompleksy - inspiracje wnętrzarskie, świetne przepisy i po prostu piękne kadry z codzienności rodzica. Z przyjemnością zabieram Cię, więc na krótką wycieczkę po profilach moich ulubionych insta mam.

Na Instagramie jest sporo pięknych i inspirujących profili prowadzonych przez mamy. Lubię przeglądać je przy kubku kawy i chwilę się pozachwycać. Nie przeszkadza mi, że to tylko wycinek rzeczywistości, który jest często wyidealizowany. Zdaję sobie sprawę, a raczej po cichu liczę, że perfekcyjne insta mamy też miewają bałagan w kuchni i stertę nieumytych naczyń w zlewie. Cieszę się jednak, że mogę tam pooglądać naprawdę ładne obrazki. Do kogo zaglądam najczęściej?



najlepsze instagramowe profile parenting

Profil Mrs. Polka Dot lubię za kadry pięknych, skandynawskich wnętrz w delikatnym, trochę kobiecym i pastelowym wydaniu. W tle toczy się normalne życie rodzinne. Dwie, małe dziewczynki cudnie dokazują, a na zdjęciach łapie je fajna mam z poczuciem humoru, którą bardzo lubię czytać. Polecam zdecydowanie!


najlepsze instagramowe profile parenting


Nebule to parenting w fajnym i ciepłym wydaniu. Autorkę lubię oglądać na Insta i czytać jej niezwykle inspirujące poradniki, z których wyciągam pomysły na zabawy z moim maluchem.


najlepsze instagramowe profile parenting


Ola jest mamą, a jej pasją są wnętrza i design, co widać na pierwszy rzut oka. Na jej profilu szukam przede wszystkim wnętrzarskich inspiracji.


najlepsze instagramowe profile parenting


Dominika jest mamą dwóch córek i ma w moim przekonaniu perfekcyjny instagram. Jej zdjęcia są po prostu idealne - sprawiają, że kawę chce się pić, śniadanie jeść, a łóżko ścielić jak nigdy. Kadry są dopracowane w każdym calu i po prostu robią świetne wrażenie.


najlepsze instagramowe profile parenting

Martyna to mama dwóch chłopaków, która na swoich zdjęciach pokazuje piękne i spokojne macierzyństwo. Jej zdjęcia są super jasne i przebija się w nich minimalizm. Bardzo mi się to podoba, a szczególnie kierunek, w którym ostatnio zmierza Instagram Martyny.


najlepsze instagramowe profile parenting


Profil prowadzi para zawodowych fotografów, którym filtry nie są już do niczego potrzebne. Ich fotografie po prostu bronią się same, a oglądanie kadrów z ich codzienności i podróży to po prostu wielka przyjemność.


najlepsze instagramowe profile parenting


Simply about Home to chyba jedno z najbardziej "przytulnych" miejsc w sieci. Na profilu Magdy znajdziemy piękne, wnętrza, ciepłe i miłe kocyki, życie rodzinne i dobrą kuchnię. Czego chcieć więcej?


fotografia dla mam


Mama fotografuje córkę na tle magicznych i tajemniczych szkockich plenerów. Brzmi i wygląda po prostu wspaniale.


najlepsze instagramowe profile parenting


Trochę babski, ale przy tym niezwykle wdzięczny i uroczy profil, który tworzy mama i córka. Kiedy przeglądam ich zdjęcia, zaczynam na chwilę żałować, że nie mam córki.


Kinga to mama dwójki wspaniałych maluchów, a przy tym fotograf i wielbicielka pięknych wnętrz i dobrej kuchni. Jej zdjęcia są jasne, spójne i po prostu piękne. Szczególną uwagę zwróćcie na piękny pokoik, który Kinga zaaranżowała dla córki - jest po prostu magiczny!

fotografia dla mam

To oczywiście nie koniec listy insta mam, które obserwuję. Codziennie podziwiam kolejne i jestem pod wrażeniem wspaniałych kadrów. Jeśli prowadzicie świetny profil na insta, koniecznie podzielcie się linkiem do niego w komentarzu. Nas możecie obserwować oczywiście na @inspiracjemamy:


fotografia dla mam


praca zdalna dla mam

Plusy znają wszyscy. Praca z domu jest wygodna, przyjemna i dodatkowo można na niej całkiem nieźle zarobić. Mało kto wspomina jednak o wadach, które jak się okazuje są i to nawet zimą, gdy freelancer popijając kawę pracuje w domu, a ktoś inny w tym samym czasie zasuwa na tramwaj do pracy na etacie.

O zaletach pracy na freelansie pisałam tutaj, ale zgodnie z obietnicą przychodzi czas na odsłonę drugiej strony medalu. Nie powiem, że jest ona mroczna czy przerażająca, ale jednak jest i warto ją poznać. Praca na freelansie może wydawać się spełnieniem marzeń - pracujesz z dowolnego miejsca i o dowolnej porze, robisz to co kochasz i umiesz najlepiej, a na dodatek na tym zarabiasz. Cudownie! Zanim jednak rzucisz w cholerę etat, sprawdź czy nie zniechęcą Cię poniższe punkty.


mama freelancer



7 minusów pracy zdalnej, gdy jesteś mamą

1. Zmienne dochody (stałą we własnym biznesie jest zmiana)

To można uznać jednocześnie za wadę i zaletę, jednak pewnie dla większości osób, to właśnie brak stałego wynagrodzenia może być największą przeszkodą w drodze do freelansu. Szczególnie jeśli prowadzimy firmę jako wolny strzelec, musimy liczyć się ze stałymi kosztami, ale nie dochodami. Wynagrodzenie może być oczywiście znacznie wyższe niż na etacie, jednak o jego wysokości i w ogóle o płynności finansowej decyduje wiele czynników. Pracy na etacie można nie lubić, można się w niej nudzić, jednak na koniec miesiąca wypłata zawsze jest i o tym warto pamiętać. We własnej firmie zarządzania finansami trzeba się nauczyć. Kolejna kwestia to zmienność, bo zmiana jest chyba wpisana w naturę freelansingu. Rzadko można pozwolić sobie na komfort przyzwyczajenia do wygodnej sytuacji, bo np. ma się już stałych klientów i trzeba cały czas elastycznie dopasowywać się do sytuacji.

2. Gdy nie pracujesz, nie zarabiasz (szczególnie, gdy siedzisz z chorym dzieckiem)

Ten punkt jest szczególnie ważny w kontekście rodziców. Pracując na etacie, gdy dziecko choruje, możesz wziąć na nie zwolnienie i zostać w domu na czas choroby. Nie pracujesz, ale na Twoje konto wpłyną pieniądze ze świadczeń. Mając firmę, też możesz pójść na zwolnienie, jednak wypłacona kwota nie będzie miała nic wspólnego z wysokością zarobków. Najczęściej jest ona tak mała, że wielu przedsiębiorców w ogóle nie bierze zwolnień. Jeśli więc jesteś młodą mamą na freelansie i zostajesz w domu z chorym dzieckiem, to najczęściej pracujesz mimo tego i wykonujesz swoją pracę po prostu wtedy, kiedy możesz. W moim przypadku oznacza to czasem po prostu pracę do późnych godzin nocnych. 


praca w domu

3. Jesteś w domu, więc możesz zająć się dzieckiem ZAWSZE

To jedna z większych pułapek pracy w domu. Wiele osób po prostu uznaje, że nie pracujesz, ale to jest najmniejszy problem i w zasadzie szybko przestaje przeszkadzać. Gorzej, że jeśli maluch choruje, to najpewniej zostanie pod Twoją opieką - bo przecież i tak jesteś w domu. Możesz mieć w tym momencie milion pilnych zamówień, dedlajnów, które przyprawiają o zawał, ale i tak musisz tłumaczyć i przekonywać partnera, żeby to jednak o tym razem wziął zwolnienie na dziecko.

4. Trudna nauka oddzielenia czasu pracy od wolnego

Praca na urlopie lub wakacjach? Dla wielu freelanserów to norma. Skoro jest zamówienie i dedlajn, to pracę trzeba wykonać niezależnie od tego, że zaplanowało się wcześniej urlop. Oczywiście to też kwestia organizacji i takiego rozdzielania pracy od odpoczynku można się nauczyć.

5. Pozyskiwanie klientów i współpraca z nimi

Nie jestem zbyt dobra w działaniach tzw. "nju biznesowych". Wolałabym żeby klienci zawsze zgłaszali się do mnie sami i z polecenia, a współpraca z nimi była książkowa. W rzeczywistości trzeba walczyć o miejsce na rynku, aktywnie pozyskiwać klientów i dbać o relacje z nimi. Zdarzają się niestety przypadki, które sprawiają, że odechciewa się freelansu. To dotyczy szczególnie spóźnień w płaceniu za faktury, przerostu wymagań czy też innych, ale na szczęście udaje mi się ich w większości uniknąć. 

6. A co Ty w ogóle robisz cały dzień?

Dom średnio posprzątany, obiad nieugotowany, a Ty jesteś w domu. Dla wielu osób to nie do ogarnięcia, że można zarabiać pieniądze nie opuszczając czterech ścian. Dla nich zawsze będziesz tylko leniem siedzącym w domu, jednak to na Twoje konto spływa wynagrodzenie za zlecenia, więc osobiście wolę skupiać się na tym, ostatnim aspekcie.


praca w domu dla mam


7. Musisz ogarnąć wszystko samodzielnie

Dla mnie ten punkt nie jest minusem, ale domyślam się, że dla wielu osób może to być nawet przeszkoda w wykonywaniu zawodu na własną rękę. Praca w domu wymaga dużej samodyscypliny, doskonałej organizacji pracy i ogarniania praktycznie wszystkiego samodzielnie. Trzeba jednocześnie dbać o dobrą promocję, relacje z klientami, planować projekty i samemu czuwać nad realizacją. Nie ma natomiast obaw przed osamotnieniem - im więcej jest pracy, tym częściej trzeba kontaktować się i spotykać z klientem. Kontakt z ludźmi jest zatem zapewniony.

Jaki jest ostateczny bilans? Dla mnie oczywiście jest on na plus - freelance zapewnia mi niezależność, pozwala na dużą samodzielność i daje satysfakcję. Obecnie mam pracę poukładaną tak, że mogę pozwolić sobie na spokojny urlop i przestoje, które nie rujnują harmonogramu pracy. A Wy jak pracujecie? Jesteście na etacie, freelansie czy może zajmujecie się domem? 

To był bardzo intensywny początek roku. Dużo pracowałam, trochę wyjeżdżałam i na dodatek przechorowałam swoje, zamknięta w areszcie domowym z rodziną - czyli o styczniowych planach słów kilka.

Nie lubię robić noworocznych postanowień, więc takiego wpisu tutaj nie było. Wychodzę z założenia, że cele trzeba wyznaczać sobie cały czas i osiągać je małymi krokami. Musiałam jednak na moment się zatrzymać i zastanowić co dalej. Przeanalizowałam wszystko co zrobiłam dobrze i źle dla mojego biznesu. Uznałam też, że wielka spina i niedoczas działają na moją korzyść zgodnie z zasadą - że im bardziej robi się komfortowo, tym mniej produktywnie. Chyba coś w tym jest, więc testuję swoje maksymalne możliwości z przerwami na doładowanie akumulatorów. W planach mam też dłuższy urlop w ciepłym miejscu na świecie i znaczne ograniczenie słodyczy w diecie, ale to chyba przychodzi mi z największą trudnością. Odkrywałam, więc smaki nowych soków, owsianek, które "robią się same" przez noc i batonów na legalu, czyli 'Dobrej Kalorii". Wciąż wolę tradycyjne słodycze, ale kompromis, to przygotowywanie ich w domu. W ten sposób mogę przynajmniej kontrolować składy. 
Przy okazji, polecam Wam bajecznie dobre brownie ze śliwkami. Nie jest to przepis fit, ale smakowo wygrywa wszystko. Znajdziecie go na bezbłędnej Kwestii Smaku.



Styczeń zaczął się u nas z przytupem. Nie tylko w szaleńczym tempie zrealizowałam wszystkie zawodowe projekty, ale też ugościłam w domy grypę. Tak - ten zjadliwy wirus trawił nas przez prawie dwa tygodnie, ale wyszliśmy z tego obronną ręką. A tak wyglądała nasza strefa coworkingowa podczas chorowania:
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Agata Adamczewska (@inspiracjemamy)

Co ciekawe w międzyczasie ogarniałam też organizację imprezy urodzinowej, bo nasz miłościwie panujący maluch skończył już oficjalnie trzy lata. W jego przekonaniu to jest granica dorosłości, więc codziennie wysłuchuję jak to jest "duży i silny". Żeby nie było - takie wartości przekazał mu tata, ja stawiam bardziej na intelekt i rozwój emocjonalny... Co do tego ostatniego, robimy chyba dobrą robotę w domu, bo Igor został ostatnio ogłoszony najbardziej opiekuńczym dzieckiem w swojej grupie w "przedszkolu". Na imprezie były, więc balony, tort i oczywiście prezenty.



A jak upłynął Wam początek roku? 

Styczeń, freelance i hygge

by on 19:16:00
To był bardzo intensywny początek roku. Dużo pracowałam, trochę wyjeżdżałam i na dodatek przechorowałam swoje, zamknięta w areszcie domo...