Ostatnio oglądałam program o tym, jakim hitem sprzedażowym okazują się być gadżety dla przyszłych mam. Przynajmniej połowa z nich, to były niepotrzebne do niczego buble o zawrotnych cenach. Postanowiłam więc przygotować szybki poradnik o tym, co faktycznie przydaje się w ciąży, a na co lepiej nie wydawać pieniędzy.

W ciąży nie uległam szałowi zakupów. Nie kupiłam słynnej poduszki rogala i wcale nie odczuwałam jej braku. Nie robiłam też odlewu gipsowego brzucha, ani nie chodziłam na USG 3D. Zainwestowałam w kilka praktycznych gadżetów, z których korzystałam praktycznie całą ciążę. Co sprawdziło się u mnie? 

Moje hity:

1. Krem Elancyl
2. Legginsy Gabriella
3. Ciążowe dżinsy
4. Aplikacja I'm Expecting
5 Sesja ciążowa
1. Krem do smarowania brzucha Elancyl - smarowałam nim brzuch przez całą ciążę i nie nabawiłam się ani jednego rozstępu. Pisałam o tym tutaj. Wiele razy skóra piekł i czułam, że lada moment "pęknie", ale wtedy smarowałam ją intensywnie kremem i na szczęście udało się uniknąć rozstępów. To czy jest to zasługa genów, jest sprawą sporną. Zaraz odezwą się głosy, że smarowanie kremami nic nie daje. U mnie w rodzinie wszystkie kobiety mają pamiątki po ciąży w postaci rozstępów, więc albo miałam wielkie szczęście albo... pomógł Elancyl. Do kupienia np tutaj.

2. Ciążowe legginsy lub rajstopy - bardzo lubię nosić sukienki i w ciąży również nosiłam je bardzo często. W którymś momencie brzuch już urósł mi na tyle, że zakładanie zwykłych legginsów czy rajstop było strasznie niewygodne. Na szczęście producenci pomyśleli o kobietach w ciąży i na ich potrzeby stworzyli specjalne rajstopy i legginsy z miejscem na brzuszek. Niektóre modele, jak np. legginsy i rajstopy Gabrielli mają nawet specjalne właściwości relaksacyjne. Jak dla mnie jest to zdecydowanie must have. Rajstopy do kupienia tutaj i legginsy tutaj.

3. Ciążowe spodnie, najlepiej dżinsy - z ciuchami ciążowymi jest tak, że do pewnego momentu można w zasadzie nosić prawie wszystko, co choć trochę dopasowuje się do zmieniających się kształtów. Jednak gdzieś od ok 4 miesiąca ciąży, mimo że brzuch był prawie niewidoczny nosiłam już dżinsy ciążowe. Były niezastąpione aż do samego rozwiązania. Były mega wygodne, nigdzie mnie nie uciskały i pasowały do wszystkiego. Swoje kupiłam w Happy Mum. Moim zdaniem jest to zdecydowanie must have.

4. Aplikacja zliczająca tygodnie ciąży I'm Expecting - przydatne narzędzie, która pokazuje w którym aktualnie tygodniu ciąży jesteś, ile waży dziecko i podaje wszystkie najważniejsze info o ciąży w danym momencie.

5. Pamiątkowa sesja foto - uważam, że zdecydowanie warto zrobić profesjonalną sesję z brzuszkiem, bo to piękna pamiątka na lata. Zdjęcia można później przeglądać z łezką w oku, pokazać dziecku i rodzinie.

Kity:

1. Gipsowy odlew brzucha - kiedy zobaczyłam to pierwszy raz, byłam w prawdziwym szoku. Zastanawiałam się po co komuś odlew brzucha wielkości tarczy i co później z takim odlewem zrobić? Powiesić na ścianie? Schować głęboko w szafie? Zakopać?

2. Gipsowy odlew buzi dziecka z USG 3D
- to jest tak dziwne, że aż odrobinę straszne. Ja rozumiem, że każda mama nie może doczekać się swojego dziecka i jest ciekawa jak dziecko będzie wyglądało. Ale ten koszmarek to już przesada... Naprawdę myślę, że lepiej poczekać aż maluch się urodzi i zrobić mu ładne zdjęcia. Przy okazji, lepiej też zaoszczędzić to 1500 zł ;)

3. Ciążowe majtasy - myślę, że gdybym założyła coś takiego, to tego samego dnia w moim życiu przestałby istnieć seks. Po prostu - okropność. Do końca ciąży nosiłam normalną bieliznę, jedynie kupowałam jej większy rozmiar, to samo z biustonoszem.

4. Przedłużka do stanika - kolejne dziwactwo. Co z tego, że wydłużamy obwód stanika, jeśli miseczka pozostaje w tym samym rozmiarze? W ciąży obwód pod biustem zwiększył mi się bardzo nieznaczenie, za to miseczka... była zdecydowanie większa. W takiej sytuacji żadne przedłużki się nie sprawdzą, ale normalny, ładnie dopasowany stanik. W ciąży można już nawet celować w staniki do karmienia, które bardzo często są piękne i sexi. Nie trzeba nosić wyciągniętego stanika z przedłużką.

5. Ciążowe magazyny - nie potrafiłam ich czytać. Bardziej irytowały mnie poziomem infantylizmu, niż pomogły w czymkolwiek. Lepiej już chyba kupić 1 lub 2 fajne poradniki, napisane językiem dla dorosłych.

A jakie były/są Wasze ciążowe hity i kity?


Lubię obchodzić urodziny. To jest zawsze fajny pretekst do imprezy i...prezentów. Zwykle na blogu pokazuję wishlisty dla mojego syna, ale dziś zrobię wyjątek. Jestem kobietą i mam przecież własne potrzeby, żeby nie powiedzieć - zachcianki.

Muszę przyznać, że wishlista nie jest kompletna i pewnie nigdy nie będzie, bo lista moich potrzeb po prostu się nie kończy. Cóż, to taka przypadłość, z którą trzeba żyć. Część prezentów trafi do mnie bez względu na zamiar obdarowujących, bo po prostu - muuuuszę je mieć :) A część pewnie pozostaje w strefie życzeń (chociaż, kto wie?). 

1. Mamarazzi - wciąż chcę nauczyć się robić lepsze zdjęcia. Mam nadzieję, że uda mi się doszkolić i ten poradnik jest wśród moich must have od jakiegoś czasu. Po prostu muszę go mieć! Do kupienia tutaj.

2. Czerwona sukienka Sugarfree - chyba o tym nie wspominałam, ale uwielbiam sukienki. Noszę je chyba najczęściej i najlepiej się w nich czuję, a ostatnio bardzo podobają mi się sukienki z falbanami. Ten model wydaje się być fajny zarówno na co dzień, jak na wyjścia. Sukienka do kupienia tutaj

3. Sukienka w azteckie wzory Sugarfree - znów ten sam sklep, ale nic na to nie poradzę, że jest w nim mnóstwo modeli, które lubię. Nie mam jeszcze żadnej sukienki w azteckie wzory i chyba czas najwyższy uzupełnić tę lukę. Sukienka do kupienia tutaj.

4. Wózek Mamas&Papas, Sola City - ten wózek podoba mi się od dawna. Fakt, ja w nim jeździć nie będę, ale można potraktować go trochę jako gadżet. Podobno Sola City bardzo dobrze radzi sobie w mieście i w trudnym terenie. Jest stosunkowo lekki i ma fajny design. Kto chętny żeby mi kupić?

5. Torba Skip Hop Duo - torba do wózka, którą zamierzałam kupić już dawno, ale jakoś nigdy nie mogłam wybrać wzoru. Podoba mi się jeszcze szara, w azteckie wzory i pasy... Gdyby ktoś potrafił wybrać za mnie, to kupić ją można tutaj.

6. Buty nike air max thea - bardzo mi się podobają i biorąc pod uwagę moją misję - powrót do formy, będzie to doskonały prezent motywujący. Do kupienia tutaj

7. Zegarek Michael Kors - tutaj też mam problem. Potrzebuję nowego zegarka, ale nie wiem czy wybrać klasyczny czy może złoty. Na razie chyba postawię na złoto.

8. Szorty Adidas Neo - bardzo podoba mi się tropikalny print. Szorty idealne do ćwiczeń i na lato. Dostępne są tutaj.

Mam nadzieję, że lista będzie dla Was inspirująca i może jeśli nie macie pomysłu na prezent dla koleżanki/dziewczyny/żony, to znajdziecie w niej jakąś podpowiedź.

A jak wyglądałaby Wasza wishlista urodzinowa?


Moja urodzinowa wishlista

by on 09:00:00
Lubię obchodzić urodziny. To jest zawsze fajny pretekst do imprezy i...prezentów. Zwykle na blogu pokazuję wishlisty dla mojego syna, al...

wesele z noworodkiem

Zaczyna się sezon ślubów i wesel. Wiecie jak jest - impreza mniej lub bardziej rodzinna, mnóstwo prezentów, głośna muzyka, tańce, śpiewy i spore ilości alkoholu. Czy to jest dobre miejsce dla dziecka? A nawet niemowlaka? Czy zatem warto iść z dzieckiem na wesele?

Sami otrzymaliśmy ostatnio zaproszenie na ślub i wesele, w którym uwzględniono naszego syna. Przyznam, że jest to bardzo miłe i aż się uśmiechnęłam na widok pierwszego, tak poważnego zaproszenia dla mojego dziecka, ale na imprezę Igorson na pewno z nami nie pójdzie. Dlaczego?

roczne dziecko na weselu

Już wyjaśniam, ale na wstępie zaznaczam, że nie zamierzam za pośrednictwem tego posta nikomu mówić, gdzie ma zabierać lub gdzie ma nie chodzić z własnym dzieckiem. Jak wiadomo - rodzice są różni, dzieci też i każdy ma inne potrzeby. Mój punkt widzenia jest jaki jest i wynika również z osobistych preferencji i charakteru mojego dziecka. Wracając do sedna - kocham moje dziecko nad życie, ale wiem, że na wesele prędko z nami nie pójdzie. Przede wszystkim mamy to wielkie szczęście, że nasz syn ma z kim zostać i co najważniejsze lubi to i zostaje bez problemów. Inna kwestia to przesypianie nocy - obecnie nocne pobudki zdarzają się naprawdę rzadko, więc zostanie na noc z naszym maluchem to już nie hardcore, tak jak to było jeszcze kilka miesięcy temu. 

Czy iść na wesele z niemowlakiem?

niemowlak na weselu

Druga sprawa, to uważam, że jest masa fajniejszych zajęć i miejsc dla dziecka niż głośna impreza weselna pełna ludzi - mniej lub bardziej pijanych (a trzeba zaznaczyć, że wesele to bardzo specyficzna impreza). Pewnie na początku wesela moje dziecko byłoby zainteresowane całym zgiełkiem i tym co się dzieje, ale z każdą godziną, a później już minutą jego entuzjazm zmieniałby się w zmęczenie, a później irytację. Na koniec nie mógłby pewnie zasnąć, bo co istotne wiem, że nigdy przenigdy nie zasnąłby na sali. Zatem wybieram opcję bezpieczną i wygodną - my bawimy się na imprezie we dwoje i korzystamy ile wlezie z czasu wolnego, a syn bawi się z dziadkami i jest rozpieszczany do granic możliwości w ramach małej odmiany od codzienności. Czyli bez dwóch zdań, na weselę wolę chodzić bez dziecka.

Roczne dziecko na weselu?

Co jeszcze przekonuje mnie, by iść na wesele bez dziecka? Są to czysto egoistyczne powody - chcę pobyć z własnym facetem jak kobieta z mężczyzną. Nie jak para rodziców, którzy muszą pilnować dziecka. Chcę wbić się w ołówkową kieckę i niebotyczne szpile i nie musieć myśleć o tym, że będę w nich dreptała za rozbrykanym roczniakiem. Jeśli cokolwiek wyleje się na tę kieckę, to będzie to wyłącznie wino, którego zamierzam nadużyć, a nie mleko lub coś gorszego ;) Noc chcę przeznaczyć na atrakcje dla dorosłych, a później błogi sen do samego południa. 

Oczywiście rozumiem sytuacje, gdy rodzice nie mają z kim zostawić dziecka lub latorośl nie chce z nikim zostawać. W takiej sytuacji tez nie poszłabym na wesele bez dziecka, bo nie przebolałabym tego, że mój syn jest z kimś nieszczęśliwy czy przestraszony. Wiem też, że są takie dzieci, które bez problemu śpią w hałasie i nawet na sali zasną, zatem impreza nawet głośna, to dla nich nie problem.

Zatem nie oceniam z góry, ale zostawiam temat do otwartej dyskusji. Jak uważacie: wesele z dzieckiem - tak czy nie?


W internetach powstaje cała masa fajnych i ciekawych wpisów. Niestety czasem perełki uciekają w gąszczu codziennych zajęć. Podejrzewam, że Wy też nie macie czasu zaglądać wszędzie, więc postanowiłam raz na jakiś czas wyłowić ciekawe linki i podać je Wam na tacy. Zapraszam na nowy cykl - znalezione w internetach. No to lecimy:


1. "Takie będzie moje życie! - Plany" - Czasem zdarza się, że mamy wiele planów i marzeń, a życie w którymś momencie układa się tak, że wszystko wywraca się do góry nogami. Fajny i wzruszający post w tym temacie znajdziecie na blogu Pudełko Mamy.

2. "Kto ma lepiej?" - Ciekawy post o macierzyństwie kiedyś i dziś. Miałam o tym pisać, ale uprzedziła mnie Antyterrorystka. Pod postem wywiązała się ciekawa dyskusja. Polecam :) 

3. "45 minut" - Masz dziecko, które już za noworodka przesypiało całe noce? Gratulacje! Niestety u mnie było zupełnie inaczej i trwało to długo, nawet bardzo długo. O tym, że nie wszystkie dzieci śpią idealnie i jak to wpływa na życie rodziny pisze Kinga z bloga Fistaszkowe love.

5. Spot marki Pandora, który podesłała mi koleżanka wzruszył mnie do łez. Film o tym, że każda kobieta jest wyjątkowa, a szczególnie każda mama dla własnego dziecka. Uwaga - można się wzruszyć:


6.Gdzie szukać ładnych zdjęć? 42 darmowe stocki - Wpis pomocny dla każdego blogera. Zbiór 42 stoków z pięknymi zdjęciami do pobrania za free i mała ściąga ze skrótów licencji CC. Lećcie na bloga One Little Smile :)

7. Na koniec coś dla ćwiczących dziewczyn. Krótki i szybki zestaw ćwiczeń na boczki. Ćwiczenia są łatwe, nie będziecie przy nich sapać jak zapaśnicy i nie wybudzicie przy nich całego domu. Ćwiczenia w głównej mierze polegają na... kręceniu tyłkiem, więc przy okazji są całkiem fajną zabawą. Dobre jako dodatek do stałego zestawu ćwiczeń lub przerywnik między dniami bez treningów. Polecam: 



Koniecznie dajcie znać jak podobają się Wam proponowane linki i nowy cykl :)

Znalezione w internetach #1

by on 13:36:00
W internetach powstaje cała masa fajnych i ciekawych wpisów. Niestety czasem perełki uciekają w gąszczu codziennych zajęć. Podejrzewam, ...


Mój syn ma wiele różnych zainteresowań i pragnień do spełnienia. Zimą marzył o skakaniu na główkę, później robił sobie maseczki na twarz (fakt, cerę ma piękną), a teraz jest wiosna i razem z nią przyszły nowe zajawki. Oczywiście zgodnie z tradycją są hardcorowe. Większość z nich związana jest z badaniem otoczenia i poznawaniem natury. Sama już nie wiem czy z Igorsona wyrośnie wielki artysta czy może uznany biolog ;)


Oto wiosenna lista hardcorowych zajawek i pragnień Igorsona:

1. Zamieszkać na dworze i nigdy nie wracać do domu
2. Podziwiać piękno motyli, pająków i każdego napotkanego zwierzaka
3. Gładzić kwiaty i liście z ogromną czułością, mówiąc przy tym "Giliiigiiiriiii" :)
4. Tarzać się w piachu i bawić się nim do woli, szczególnie pielęgnować nim twarz i dłonie

 
5. Żywić się kamieniami (serio)
6. Kolekcjonować skarby - w tym patyki, szyszki i wszystko, co zostało znalezione na ziemi

 
7. Zjadać chleb, którym powinno się karmić kaczki i rzucić do stawu 
8. Tworzyć w domu artystyczne instalacje z kocy i poduszek
9. Samodzielnie zakładać buty i inne części garderoby - obowiązkowo komin zakładać na głowę
10 Chodzić w czapce po domu
11. Rzucać czapką na dworze
12. Uciekać ile sił w nogach na hasło - "Idziemy do domu" 


  
To tylko kilka z wiosennych Igorowych zajawek. Zapewne lada moment będzie ich więcej, oczywiście za jakiś czas lista zostanie uzupełniona. 

A jak jest u Was? Maluchy mają już nowe, ciekawe zainteresowania?






Długo nie mogłam się doczekać aż Igor zacznie choć odrobinę rysować. Zastanawiałam się jakie kredki będą dla niego najlepsze na początek i ostatecznie zdecydowałam się na zakup zestawu 24 kredek świecowych Crayola z serii Mini Kids.

Kredek używamy od około 2 miesięcy i wszelkie testy przeszły doskonale. Kredki są duże i grube, więc maluchowi jest łatwo je uchwycić. Co ważne, można nimi rysować z każdej strony, więc nawet małe dzieci dobrze sobie z nimi poradzą i mają frajdę z zostawiania kolorowych śladów na papierze (do rysowania temu artyzmowi jeszcze trochę brakuje).


Bezpieczeństwo

Priorytetem było dla mnie bezpieczeństwo. Wybrałam markę Crayola, bo kredki z serii Jumbo wykonane są z nietoksycznych materiałów i mają certyfikat CE. Wiadomo, że maluchy mogą jeszcze próbować wkładać kredki do buzi, więc to szczególnie istotny aspekt. Kredki są dość twarde, więc nie łamią się nawet przy silnym dociskaniu ich do papieru. Oczywiście Igorson czasem posmakuje swoich kredek, ale szybko porzuca ten pomysł na rzecz rozwijaniu swoich artystycznych zdolności, które jak wiadomo po mamie są wielkie ;)


Frajda i zabawa

Igor bardzo szybko załapał na czym polega "rysowanie" i zabawa kredkami sprawia mu dużo frajdy. Pokazuję mu jaki efekt dają poszczególne kolory. A w zestawie jest ich całe mnóstwo. Większość jest naprawdę śliczna, kilka kolorów to jasne pastele, więc to ja wolę nimi rysować. Dla Igora mdły efekt, to żaden efekt. Na szczęście wybór jest tak duży, że każde z nas wybiera coś dla siebie. Igorson lubi mazać po czystych kartkach i poprawiać dzieła wykonane przez rodziców. Nie poprawiam go w żaden sposób - niech da upust swojemu talentowi ;)



Kiedy Igorowi znudzi się tworzenie artystycznych dzieł, to przechodzi do sortowania kolorów i wkładania ich do opakowania. To zajmuje mu na tyle dużo czasu, że wtedy i ja mam chwilę na tworzenie sztuki alternatywnej.



Owszem - Jestę artystę :)
Kredki przeznaczone są dla dzieci w wieku od 12 miesięcy i w zależności od ofert sklepów kosztują ok 17-19 zł. Według mnie zestaw jest zdecydowanie wart swojej ceny.



Powoli rozglądam się za nowymi kredkami dla Igorsona i w oko wpadły mi kredki z serii Crayon Rocks. Może macie je w swojej kolekcji? Wasze maluchy lubią rysować?

Zmorą wielu kobiet po ciąży są nadmierne kilogramy. Ciężko się ich pozbyć, ale jest wielka motywacja, by wrócić do formy. U mnie waga sama szybko spadła, ale pojawił się inny kłopot. Skoro nie musiałam się odchudzać, to nie dbałam o kondycję. Z dnia na dzień miałam coraz mniej siły. Nie ćwiczyłam.... bo ciągle brakowało mi energii. Kiedy jej nie miałam, to nie podejmowałam aktywności.To było zamknięte koło demotywacji.

Wróćmy jednak do początków. Przed ciążą nie miałam problemów z wagą. Regularnie ćwiczyłam, jeździłam konno. Sylwetkę miałam naprawdę ok. Nigdy nie byłam typem "suchej" dziewczyny, ale czułam się sprawna, a moja waga utrzymywała się na stałym poziomie. Miałam dobrą kondycję i sporo siły. Zaszłam w ciążę. Nie jadłam za dwoje. Nie rzucałam się bezkarnie na jedzenie. Zgubiło mnie coś innego - zagrożenie ciąży powodowało, że musiałam leżeć. Z dnia na dzień moja kondycja była słabsza. Później urodził się Igorson. Kilogramy spadały szybko, wracałam więc do sylwetki i nie przejmowałam się ćwiczeniami. Codziennie spacerowałam z maleńkim synem w wózku po 7-8 km. Latem spacery były rano i wieczorem, więc ta wartość się podwajała. Teoretycznie byłam na dobrej drodze.

zdjęcie z pierwszych wakacji Igorsona, 5 miesięcy po urodzeniu syna

Wyglądałam w porządku, ale daleko mi było do poczucia, że jest super. Najgorsze było jednak coś innego - ciągły brak energii. Niestety jestem typem osoby, która potrzebuje dużo snu. Kiepsko radzę sobie z zarwanymi nocami. Po kilku nocnych pobudkach i ostatecznym postawieniu na nogi o 5:30 do połowy dnia byłam rozbita. Brakowało mi siły na cokolwiek więcej niż spacer i zabawy z synem. Chwilą wytchnienia był dla mnie czas drzemki i towarzystwo kawy i czegoś słodkiego. Między kawą, a czymś słodkim zawiązało się takie przymierze, że te dwa byty przestały funkcjonować oddzielnie. To był mój rytuał. I on mnie zgubił. 

Kofeina z cukrem na krótko stawiała na nogi. Po kilku godzinach wracał spadek energii i wszechogarniająca chęć snu. Zwykle tankowałam wtedy kolejną kawę. Któregoś pięknego dnia usłyszałam, że do wakacji zostało 100 dni. Stanęłam przed lustrem i zrobiłam szybki rachunek sumienia. Wyglądałam gorzej niż 5 miesięcy po urodzeniu dziecka. Igor przesypiał już noce, więc wreszcie nie musiałam walczyć o postawienie się do pionu w ciągu dnia. W kalendarzu zaznaczyłam datę i odpaliłam Skalpel Ewy Chodakowskiej. Zrobiłam zestaw ćwiczeń. Byłam wykończona. Na drugi dzień oczywiście wszystko mnie bolało. Postawiłam sobie za cel, by ćwiczyć minimum 3 razy w tygodniu. Udaje mi się go realizować. Mam problem z całkowitym wyzbyciem się mojego rytuału kawa + coś słodkiego, ale udało mi się znacznie ograniczyć słodycze. Wiem, że całkowite wykluczenie ich z diety w moim przypadku graniczy z cudem, więc chcę, by towarzyszyły mi one w weekendy lub okazjonalnie. Bardzo motywują mnie też pozytywne historie, które można znaleźć na blogach ćwiczących mam- np. Mamala lub Niebieskoszara.


Słodka przekąska :)


Efekty

Pierwsze efekty w postaci bardziej płaskiego brzucha zobaczyłam już po 3 tygodniach ćwiczeń. Oczywiście wiele brakuje mi jeszcze do osiągnięcia celu jaki sobie założyłam, ale jestem już na jakiejś drodze. Najważniejsze jest dla mnie to, że odzyskuję siły i energię. Nawet, gdy trafi się jakaś gorsza noc nie wypadam z rytmu. Nie odbijam się od ścian przez pół dnia, tylko szybko dochodzę do siebie. Kawę piję już tylko jedną dziennie. Staram się pić dużo wody, jeść regularnie i absolutnie nie przejadać się.




Zamknięte koło demotywacji to koszmar, ale można się z niego wyrwać. Brak ruchu wpływa źle nie tylko na sylwetkę, ale przede wszystkim na kondycję i ogólne samopoczucie. Mam wrażenie, że im mniej się ruszałam, tym gorzej się czułam i tym mniej miałam energii. Pomogło wyznaczenie jasnego celu i ustalenie daty początku jego realizacji. Nie planowałam, że zacznę jutro. Po prostu zaczęłam ćwiczyć. Stawiam sobie małe, osiągalne cele i cieszę się z każdego progresu. Oczywiście wciąż walczę z momentami demotywacji. Widzę, że powoli moje ciało odzyskuje kondycję. To bardzo poprawia mi nastrój. Mam nadzieję, że uda mi się w pełni wrócić do formy. Liczę, że przy okazji będą też widoczne efekty i zmiany w sylwetce. 

Mam nadzieję, że będziecie trzymać kciuki za mój powrót do formy :) Może ktoś się dołączy do walki o kondycję? Jakie ćwiczenia u Was najlepiej się sprawdzają?


W weekend wybraliśmy się do ZOO Safari w Borysefie. Pogoda była piękna, a humory nam dopisywały, więc wycieczka była zdecydowanie udana. Do Borysewa można spokojnie wybrać się nawet z niemowlakiem, bo obiekt przygotowany jest na odwiedziny najmłodszych gości.

Borysew to naprawdę fajne miejsce dla rodzin z dziećmi. Byliśmy tam pierwszy raz, ale z pewnością wrócimy, bo ogród zoologiczny cały czas się rozrasta, zmienia i oferuje coraz więcej atrakcji. Już teraz można oglądać w nim rzadkie okazy takie jak: Białe Tygrysy Bengalskie, Białe Lwy, Pumę, Białe Wilki, zebry, żyrafy i wiele innych zwierzaków, których nie zobaczymy np. w łódzkim Zoo. Do Borysewa z Łodzi dojedziemy w niecałą godzinę (ok 40km), obiekt położony jest zaraz za Poddębicami. 

Co jest niezwykle istotne, wybiegi są duże, jasne i przystosowane do potrzeb zwierząt. Odwiedzając ogród zoologiczny w Borysewie, nie miałam poczucia smutku i żalu, że biedne zwierzęta męczą się w niewoli. A niestety takie wrażenie mam prawie zawsze po odwiedzinach w naszym miejskim ogrodzie zoologicznym (choć i w nim powoli zachodzą pozytywne zmiany). Na terenie ogrodu znajduje się plac zabaw (był niestety jeszcze zamknięty), figlarnia, mini zoo, pokój dla matki z dzieckiem i grill - to chyba najważniejsze informacje dla rodzin z małymi dziećmi. Wszystkie inne znajdziecie na stronie zoo.

Igor był zachwycony atrakcjami. Po pierwsze zaraz po wejściu do ogrodu zobaczył ciuchcię, którą można przejechać się po ogrodzie i z wagoników obserwować poczynania zwierzaków. Przez pierwsze 15 minut nie mogliśmy nawet odejść od "pociągu", bo nasz syn musiał go dokładnie obejrzeć z każdej strony i układał na nim cierpliwie maleńkie kamienie. Na szczęście jakoś udało nam się go od niego odciągnąć i poczekaliśmy do odjazdu oglądając zwierzęta, które o poranku były jeszcze trochę leniwe i wygrzewały się na słońcu. 


Kiedy kolejka ruszyła radości nie było końca. Przez szyby oglądaliśmy bawoły, brykające kucyki i wiele różnych gatunków zwierząt, które Igor widział pierwszy raz w życiu.


Później postanowiliśmy przejść się po parku i dać upust Igorowej energii. Kiedy maluch się zmęczył, zasiadł w swoim wozie i odpoczywał oglądając zwierzaki z wygodnej pozycji.


Jedną z największych atrakcji było dla nas mini Zoo. Zwierzęta są w nim dosłownie na wyciągnięcie ręki. Dzieci mogą więc poznać z bliska kozy, owce, świnkę, a nawet lamę, choć ta ostatnia na mój widok kładła po sobie uszy. Konie tak okazują m.in wrogość, więc wolałam omijać ją z daleka. Pewnie niesłusznie, bo wszyscy inni odwiedzający gładzili ją po szyi i zwierzak wyglądał na zadowolonego. Igor był na początku trochę zdziwiony ilością zwierzaków i ciągłym ich "beczeniem", ale po chwili nastąpiła pora karmienia i nastała cisza :)


Mieliśmy jeszcze odwiedzić figlarnię, która znajduje się pod wielkim namiotem, przypominającym futurystyczne igloo, ale Igor był wykończony. Wybawił się jeszcze na mechanicznych pojazdach i po prostu padł na drzemkę w wózku. My w tym czasie otworzyliśmy sezon grillowy i pierwszy raz w tym roku zjedliśmy obiad z grilla :) 


Wszystkim rodzicom i dzieciom z Łodzi i okolic mogę polecić wycieczkę do ogrodu ZOO Safari w Borysewie. Obecnie ceny biletów są jeszcze obniżone, więc warto z tej okazji skorzystać. Mam jedynie nadzieję, że na wybiegach dla zwierzaków pojawi się niebawem więcej drzew i zieleni. Pod tym względem ideałem jest dla mnie Dolina Charlotty - tam wybiegi usytuowane na zielonych wysepkach robią ogromne wrażenie. Widać jednak, że w Borysewie sporo się dzieje, remonty, prace ogrodowe - to wszystko było w toku i myślę, że w sezonie będzie już widać efekty. 

Są tu mamy z Łodzi i okolic? Byłyście już z dziećmi w Zoo Safari?
biuro w domu aranżacja
Większość z Was wie, że pracuję jako freelancer, więc nie wychodzę codziennie do biura. Najczęściej pracuję w domu, więc konieczne było urządzenie dla mnie miejsca do pracy. Na razie nic wielkiego tam nie ma, ale powoli powstaje wizja mojego wymarzonego biura. Jasne biurko, dużo miejsca na drobiazgi, graficzne plakaty na ścianie, organizery i typowo damskie szczegóły. Inspiracji oczywiście szukałam na Pintereście: 

jak urządzić domowe biuro

dekoracje do domu
biuro freelancera
biuro dla freelancera
miejsce do pracy w domu
miejsce do pracy w domu
aranżacja miejsca do pracy w domu
domowe biuro aranżacje
domowe biuro inspiracje
organizacja w domowym biurze

Pewnie dla niektórych te wnętrza są zbyt zimne, sterylne itd. Ja lubię mieć porządek w miejscu pracy, a ta biel sprawia wrażenie czystości. W takim otoczeniu pracowałoby mi się świetnie. Jeszcze fajny widok z okna i byłoby idealnie :)

A Wy pracujecie w domu? Jak urządziłyście kącik do pracy?


Kapcie. Słyszałam o nich non stop, gdy tylko Igor zaczął zbierać się do chodzenia.  Bo na pewno zimno mu w stopy i dziecko przecież musi mieć kapcie. Tak powtarzały mi wszystkie ciocie i babcie.  W tym temacie akurat racji nie mają, bo dziecko kapci mieć nie musi, ale odpowiednie buty do chodzenia już tak. Czym kierować się przy ich wyborze?

Kiedyś zalecenia faktycznie były takie żeby dzieci stawiały, nawet pierwsze kroki, w sztywnych, niemal ortopedycznych bucikach. Wiedza na temat rozwoju i budowy dziecięcej stopy sprawiła jednak, że te wytyczne się zmieniły. Na etapie nauki chodzenia dziecko wygina, bowiem stópkę w różnych kierunkach i uczy się wyczuwać podłoże. Dlatego też najlepiej, by maluchy chodziły boso lub w skarpetach, a ich ruchy były nieskrępowane. Oczywiście jeśli zalecenia lekarza są inne i stópki wymagają wspomagania przez odpowiednie obuwie, to trzymamy się indywidualnych zaleceń. Pewnie też nie u każdego w domu jest na tyle ciepło, by maluch mógł chodzić boso, więc jako alternatywę warto wybrać miękkie kapetki typu np. Attipas.

Wybór butów, w których maluch zaczyna chodzić na spacery nie jest już taki prosty. Jeszcze kilka miesięcy temu nie interesowałam się zbytnio tematem obuwia dziecięcego i pewnie bez namysłu odpowiedziałabym, że buty i tak Igor będzie nosił z sieciówek. Jednak trochę poczytałam, zaczęłam szukać odpowiednich butów dla syna i zmieniłam zdanie. Okazało się, że pierwsze buciki są bardzo ważne. W dużej mierze to od nich będzie zależał prawidłowy rozwój stópek. Kupując dziecku śliczne, ale sztywne buty o twardej podeszwie na pewno zafundujemy mu dyskomfort. Niestety samo nam o tym raczej nie powie - kości stóp są miękkie i dopasują się do sztywnych butów, a w nich z pewnością nie będą mogły swobodnie pracować i dobrze się rozwijać.

Po przeczytaniu wielu artykułów oraz po wizytach w sklepach z obuwiem dziecięcych zebrałam kilka wytycznych, którymi kierowałam się przy wyborze pierwszych bucików:
  • Elastyczna i miękka podeszwa - powinna bez problemu giąć się i łamać w śródstopiu (nie w połowie). Buciki powinny bowiem pracować jak stopy, a one naturalnie nie łamią się w pół, dotykając podłoża
  • Lekkość
  •  Antypoślizgowa podeszwa
  •  Dopasowanie - w buciku stopa nie powinna mieć za wiele luzu na szerokość, z kolei but powinien mieć szerokie miejsce na palce żeby ich nie ściskał. Idealnie jest, gdy możemy dopasować buciki w sklepie. Inaczej konieczne jest dokładne wymierzenie stopy
  • Odpowiedni rozmiar - buty nie mogą być za duże. Inaczej maluch będzie haczył czubkami o podłoże 
  • Miękki zapiętek (najlepiej jeśli swobodnie ugina się pod palcem) i cholewka nie zakrywająca kostki - chodzi o to, by nie krępować ruchów stopy, ale utrzymywać ją w stabilnej pozycji
  • Oddychający, najlepiej naturalny materiał
Co istotne, nie powinno się kupować dziecku pierwszych butów, w których chodził już inny maluch. Buty dopasowują się do stópki, a każda jest inna, zatem używane obuwie do nauki chodzenia odpada.

Jakie buty wybrać?

Pierwszych butów raczej nie szukałabym w sieciówkach. Może i da się tam znaleźć buciki, które spełnią wszystkie powyższe kryteria, ale na rynku są producenci, którzy specjalizują się we właściwym dopieszczeniu małych stópek. Od ponad miesiąca Igor chodzi w bucikach polskiego producenta - firmy Emel


Muszę przyznać, że buty nie tylko prezentują się ślicznie, ale są idealnie dopasowane do małych stópek. Igor chodzi w swoich bucikach pewnie, nie ślizga się, nie potyka. Swobodnie stawia stopę, a buty spełniają wszystkie kryteria, na których mi zależało, a dodatkowo są po prostu ładne. Są wykonane ręcznie w Polsce (!) ze 100% naturalnej skóry. Stópka się więc w nich nie przegrzewa. Jedyny ich minus to cena (ok 170 zł). Myślę jednak, że warto polować na promocje i kupować na wyprzedażach. Inni znani mi i polecani producenci to Bobux i Elefanten, jednak ich butów nie testowaliśmy.

Emelki w naturalnym świetle

A jakie są Wasze doświadczenia z butami dla maluchów? Jakich producentów możecie polecić?