To, że dzieci mają różne, dziwne zajawki, to chyba każdy wie. Kiedyś byłam pewna, że wszystkie zachowania Igora są zupełnie zwyczajne, ale jednak nie. Są takie rzeczy, które sprawiają, że mój syn jest hardcorem!

1.  Ma siłę Hulka - nie wiem skąd w nim tyle energii i siły, ale nie ma żadnego problemu z wyrwaniem w całości zabezpieczeń z szafek lub z otwarciem najcięższej z szuflad w kuchni, wypełnionej po brzegi garami. Kiedyś otworzył 3 szuflady jednocześnie - były połączone zabezpieczeniami... 

2.  Jest zwinny jak kaskader - Igor upada po kilkanaście razy na dzień. Wszystko dla tego, że on nie chodzi, ale pędzi z prędkością światła. Czasem widzę tylko jego nogi lecące do góry, ale  za chwilę zbiera się i biegnie dalej. Może faktycznie jest Hulkiem? Bardzo rzadko zdarzy się, że zacznie płakać po upadku, musi to być już jakiś ekstremalny wypadek. Innych on po prostu nie rejestruje i upada jak kot albo ninja.

3 Jest fetyszystą kubków - jak tylko wyczai, że mam kubek w rękach i COŚ piję, to już mi nie odpuści. Po prostu MUSI go dostać. Na szczęście nauczyłam go już, że musi poczekać aż wypiję (yeyh!), dopiero później może zrobić swój test ręki (wkłada dłoń do kubka i sprawdza czy faktycznie było coś pite, jeśli kubek jest suchy, to ląduje na ziemi i trzeba zastąpić go prawidłowym)

4. Jest fetyszystą stóp - nie mam pojęcia skąd mu się to wzięło. Chyba coś zrobiłam nie tak.. Jak tylko zobaczy moje stopy, to chce je łaskotać, przytulać, miziać. Ech...

5. Robi z brzucha bębenek - Klepie mnie i męża po brzuchu i bawi się jak perkusista :) Co ciekawe swojego tak nie traktuje.


6.  Jest fanem przytulania - niby nic dziwnego, ale jak już zaczął przytulać swoje krzesło do karmienia, to stwierdziłam, że to odrobinę dziwne.

7. Jest kolekcjonerem mokrych chustek do pupy - jak tylko dorwie paczuszkę, to zaraz wszystkie chustki wyładowuje na podłogę, następnie chwyta ile się da i ucieka. Z upolowaną zdobyczą siada w konciku i....czyści. Siebie, podłogę, zabawki, ściany, swoje stopy :)

8.  Jest smakoszem - uwielbia jeść, nieważne czy z podłogi czy z talerza. Jedzenie jest doooobre. A jak wybitnie mu smakuje, to robi sobie z niego maseczkę na twarz:



9. Jest wspinaczem - nie mam pojęcia co mój syn widzi w kaloryferach i lampach, ale usilnie próbuje się na nie wspinać. 

10. Otwiera drzwi z pasją - nikt nie zamyka i otwiera drzwi z taką pasją jak Igor. Potrafi robić to po kilka razy i na różne sposoby. Bada co wychodzi mu lepiej - solidne trzaśnięcie czy delikatne dopchnięcie do ściany. Trenuje codziennie, aż dojdzie do perfekcji. 

 
U Igora te zajawki się trochę zmieniają, bo jeszcze do niedawna chciał ze wszystkiego skakać na główkę (klik), teraz woli się wspinać na kaloryfery. A jakie dziwaczne zachowania mają Wasze maluchy? 

Mój syn jest hardcorem

by on 12:09:00
To, że dzieci mają różne, dziwne zajawki, to chyba każdy wie. Kiedyś byłam pewna, że wszystkie zachowania Igora są zupełnie zwyczajne, a...

Sesje noworodkowe, dziecięce i rodzinne stały się ostatnio bardzo popularne. Nie ma w tym nic dziwnego, bo piękne zdjęcia dziecka, to wspaniała pamiątka na lata. Sama skusiłam się już na sesję brzuszkową, rodzinną i roczkową, a to na pewno nie koniec. Jednak wybór profesjonalnego fotografa wcale nie jest prosty. Sesja dziecięca rządzi się bowiem swoimi prawami i nie każdy jest w stanie podołać jej wyzwaniom.

Realizacji sesji dziecięcych przeglądam całe mnóstwo. Uwielbiam oglądać piękne zdjęcia i potrafię przepaść na Pintereście czy na blogach. Jednak o ile rozpływam się nad większością sesji wykonanych za oceanem, to patrząc na niektóre realizacje rodzimych artystów czasem zastanawiam się - kto w ogóle za to płaci? Bo efekty są liche i to bardzo.

No właśnie - bo jeśli płacimy za wykonanie dzieła/zlecenia/usługi, to mamy pełne prawo, by oczekiwać określonej jakości. Jest kilka aspektów, na które warto zwrócić uwagę, by wybierając fotografa na sesję dziecięcą,  nie "przejechać" się już w trakcie sesji lub po. Ja zwracam uwagę na następujące kwestie (Oczywiście oceniam je z punktu widzenia amatora, nie profesjonalnego fotografa i opieram się wyłącznie na własnym doświadczeniach):


backstage z sesji roczkowej Igora :) Ewa, która robiła fotki doskonale wie co robić żeby efekt był wow
1. Portfolio - wystarczy je przejrzeć, by poznać ogólną wizję fotografa. Pamiętajmy, że fotograf do swojego portfolio wybiera najlepsze zdjęcia, zatem jeśli nie widzimy w nich "tego czegoś", to należy szukać dalej. To co mnie osobiście uderza to kompletny brak profesjonalizmu, fotki wyglądające, jakby wyszły spod ręki amatora. To już na wstępie dyskwalifikuje dla mnie fotografa. Amatorską sesję może bowiem zrobić mąż, lub ktokolwiek, kto ma odrobinę chęci i sprzętu. Amatorom po prostu nie ma sensu płacić. Lepiej odłożyć większą kwotę i zainwestować w jedną, fajną sesję niż robić kilka słabych. 

2. Studio - najbardziej podobają mi się sesje w plenerze i domowe, jednak dobrze jest, gdy fotograf ma studio. Ono również musi spełniać określone standardy. Przede wszystkim powinna w nim panować wyższa temperatura (szczególnie jeśli myślimy o sesji noworodkowej), bo goły dzidziuś musi mieć komfortowe warunki do robienia fotek. Do tego fotograf powinien dysponować tłami, światłem i rekwizytami - to wszystko powinno być na miejscu. Fajnie, gdy fotograf dysponuje przewijakiem. Jesli specjalizuje się w fotografii dziecięcej, to z pewnością ma go w swoim studiu. 

4. Sprzęt i stylistyka - o gustach się nie dyskutuje ale.... czasem jak oglądam zdjęcia noworodków, które są obrobione w Photoshopie bardziej niż Kim Kardashian i przypominają dziwne stworki z gier komputerowych, to zastanawiam się o co chodzi? Dlaczego ktoś im to zrobił? Na drugim biegunie są zdjęcia w ogóle nieobrobione - totalne surówki. Żadna z tych skrajności mi nie odpowiada. To samo ze zdjęciami poruszonymi, zaszumionymi, zbyt ciemnymi, za jasnymi, prześwietlonymi na pstrokatym, niedbałym tle - takim zdjęciom mówię nie i mogę ich zrobić wystarczająco dużo w domowym zaciszu. Jeśli też ktoś mianuje się fotografem, a nie posiada do tego odpowiedniego sprzętu, to również mówię mu NIE. Druga sprawa to jak wychodzimy na zdjęciach - dobry fotograf powinien umieć ująć dziecko i nas tak, byśmy po prostu wyszli dobrze. Jeśli zatem na zdjęciach zamiast fajnej, ładnej rodziny widzisz stadko stworów, to znaczy, że ktoś zrobił coś źle.

4. Talent, pomysł i charyzma - bez talentu i pomysłu na sesję nie wyjdzie nic fajnego. Można dziecko usadzić nieruchomo na krześle i pstrykać mu foty bez wyrazu, ale nie wyjdzie z tego nic więcej niż nudna fotka do legitymacji. Jeśli chcemy żeby na fotkach były uwiecznione emocje, to musimy poszukać kogoś, kto wyjdzie z inicjatywą. Gdyby fotograf nie przedstawił mi żadnej wizji na sesję byłabym co najmniej zawiedziona. Wychodzę z założenia, że jako profesjonalista ma najlepsze oko i wie najlepiej jak ująć dziecko i moją rodzinę na zdjęciach, by efekt był wow. Oczywiście świetnie, gdy fotograf chce wybadać gust klienta, prosi o podesłanie inspiracji - wtedy może przygotować się lepiej do sesji. 


5. Empatia i podejście do dzieci - sesja z dzieckiem jest wyzwaniem. Serio, to wcale nic prostego. Taki maluch zwyczajnie długo nie usiedzi i niespecjalnie będzie miał ochotę pozować. Fotograf powinien być więc cierpliwy, bardzo otwarty i musi po prostu mieć podejście do dziecka. Musi na chwilę skraść mu serce i wtedy zrobić najlepszą fotkę. Ktoś, kto zaplanuje sesję na godzinę i będzie się śpieszył, ma raczej małe szanse na zrobienie dobrego materiału.

6.  Cena - nie mogę powiedzieć ile kosztuje dobra sesja, bo to zależy od wielu czynników, w tym również od lokalizacji. Są tacy, którzy biorą 300 zł i zdjęcia są super, są  też tacy u których równie dobre zdjęcia będą już kosztowały 600 zł i więcej. Naprawdę trudno to określić. Ale ważne, by od początku wiedzieć co fotograf oferuje w ramach ceny - ile zdjęć i w jakim formacie, ile odbitek i jak dużych i jak długo trzeba będzie czekać na efekty sesji.


7. Terminy - dla mnie klucz. Jeśli ktoś nie potrafi dotrzymać terminu, przekracza go nagminnie to dla mnie jest skreślony i nie podchodzi do swojej pracy profesjonalnie. Mnie jako klienta zwyczajnie olewa. Zawsze sprawdzam jak długo będę czekała na fotki, bo po tym jak na zdjęcia ślubne czekałam prawie pół roku i termin był non stop zmieniany jestem na to mocno wyczulona. Pamiętajmy jednak, że u bardzo dobrych, obleganych fotografów czas oczekiwania na zdjęcia z sesji może być długi - warto ustalić dokładnie ile wynosi, by uniknąć rozczarowania.

Do sesji trzeba też odpowiednio przygotować siebie i dziecko, ale o tym opowiem w kolejnym poście :)

Posty ze zdjęciami z naszych sesji:



Robiliście swoim dzieciom profesjonalne sesje foto? Jesteście zadowoleni z efektów?
copywriting jak zacząć

Nienormowany czas i miejsce pracy, żelazna samodyscyplina i doskonała organizacja - tak w skrócie określiłabym najważniejsze aspekty pracy na  freelansie. Czym różni się taka praca od etatu i jakie niesie ze sobą konsekwencje? Podpowiadam w kolejnym poście z cyklu powrót do pracy.

Na wstępie kilka oczywistości, czyli o co chodzi i dla kogo stworzony jest freelance. Praca wolnego strzelca jest bardzo popularna w branży kreatywnej i wśród tzw. wolnych zawodów - często parają się nią dziennikarze, graficy, copywriterzy, PR-owcy, artyści, tłumacze i wszyscy ci, którzy mogą wykonywać pracę na zlecenie zdalnie. Ja pracuję jako copywriterka). To zajęcie nie wzięło się z sufitu. Wcześniej pracowałam już w tym zawodzie, a w czasie macierzyńskiego podjęłam współpracę z klientem jako wolny strzelec. Na początku traktowałam to jako odskocznię, sposób na dorobienie i pozostanie "w obiegu". Pracowałam podczas drzemek dziecka, wieczorami i weekendy. Współpraca jednak tak się rozhulała i tak dobrze się układa, że obecnie nie ma nawet mowy o powrocie na etat.

Czy do takiej pracy potrzebna jest firma? Nie każdy freelancer to jednoosobowa działalność gospodarcza. Są takie osoby, którym praca na umowy zlecenie/dzieło bardzo odpowiada i zarabiają na nich tak duże kwoty, że wcale nie jest im tęskno do stabilizacji na etacie czy nawet we własnej firmie. Stabilizacja - to chyba słowo klucz, od której wszystko się zaczyna. To jest właśnie coś pozornego (lub nie, zależy jak kto na to patrzy), co łączy się nierozerwalnie z etatem. Jednak nie oszukujmy się - pracodawca nie bez powodu ma prawo wypowiedzieć pracownikowi umowę. Jeśli będzie chciał, to nie zawaha się tego zrobić, więc etat wcale nie jest gwarancją zatrudnienia. 

Praca na freelancie jest inna - to znaczy godziny pracy ustalasz samodzielnie, zakres obowiązków również. Twoje zarobki nie są też w żaden sposób ograniczone - tylko od Ciebie i Twojego portfolio zależy jakie zlecenia wykonasz i ile na nich zarobisz. Można łapać milion maleńkich srok za ogon i zarobić niewiele lub uczepić się grubszego rekina i trwać przy nim. Strategii jest całe mnóstwo, ale nie ma jednego, dobrego przepisu na to, by osiągnąć sukces. Do tego potrzeba odwagi, to chyba pierwsza i najważniejsza kwestia. Po to, by wyrwać się z ułudy stabilności i bezpieczeństwa etatu. Odwagi, by postawić na swoim i wziąć sprawy zawodowe we własne ręce. Druga ważna kwestia - niezależność i samodzielność. Jeśli nie potrafisz samemu delegować sobie zadań i potrzebujesz kogoś, kto organizuje Twoją pracę, to na pewno nie jest robota dla Ciebie. Kolejna ważna sprawa, to ogólnie pojęta obrotność - aby zarabiać, musisz mieć co robić - tzn musisz pozyskiwać zlecenia. Każdy ma swój sposób, własną sieć kontaktów. Ale najlepiej jest być po prostu bardzo dobrym w tym co się robi i pokazać się światu, wtedy nie powinno być problemów ze zleceniami.

Największe zalety z perspektywy mamy

Dla mnie największą zaletą jest nienormowany czas pracy (dla niektórych będzie to wada). Nie jestem przywiązana do biurka i sama decyduję o tym ile godzin i o jakiej porze dnia pracuję. Jestem "deadline'owym nazi", gdybym spóźniła się z terminem, miałabym chyba jeszcze gorsze samopoczucie niż mój zleceniodawca. Dlatego często zdarza mi się zarwać jakiś wieczór, by wyrobić się w terminie. Cóż, trudno. Zaleta jest jednak taka, że nie muszę powierzać mojego dziecka komuś obcemu na 10h dziennie, bo po prostu w ciągu dnia mam dla niego całkiem sporo czasu.

Inna zaleta to brak schematów - nie wychodzę codziennie, by przepracować gdzieś 8 lub więcej godzin, a później przebijać się przez korki do domu. Pracuję gdzie chcę - w domu, kawiarni, na tarasie, w parku, gdzie tylko mam ochotę. Wiąże się to jednak z tym, że zapewne będę pracowała podczas wakacji, urlopów mojego męża itd. Ciężko będzie mi się oderwać od pracy, ale jest ona tak przyjemna, że nie mam z tym najmniejszych problemów. 

Nie mam nad głową szefa. Zakres moich obowiązków oczywiście określa umowa z klientem, ale nikt nade mną, nie stoi i nie mówi co mam robić. Jeju, jak ja to uwielbiam :)

Zarobki. To pewnie zabrzmi absurdalnie, ale pracując jako wolny strzelec pomijam pośredników, czyli pracodawcę, który musi zarobić na zleceniach, które dla niego wykonuję, wtedy wynagrodzenie się uszczupla. Ich prowizja musi przecież pokryć koszty utrzymania biura, zespołu, sprzętu, inwestycji i ja to doskonale rozumiem. Będąc freelancerem, to Ty ustalasz stawkę z klientem i nie ponosisz zbędnych kosztów. Choć... jeśli rozwiniesz skrzydła, a machina się rozkręci, być może przeistoczysz się w pracodawcę i wtedy sytuacja się odwróci ;)


Wady

Wad i potencjalnych zagrożeń jest wiele. Przede wszystkim nie sprzedam tu recepty na to jak mieć lub pozyskiwać klientów, bo to jest indywidualna kwestia dla każdego zawodu i branży. Bez zleceń oczywiście nie ma pieniędzy i koło się zamyka. Druga sprawa, to konieczność szybkiego reagowania i bycia prawie zawsze dyspozycyjnym. W każdej chwili (no w nocy, wieczorem lub mega rano nie) mogę dostać zlecenie z palącym terminem, nawet jeśli zaplanowałam coś innego. Jednak staram się nie odmawiać i póki co jeszcze nigdy nie spóźniłam się z oddaniem projektu.

Organizacja pracy może być utrudniona, szczególnie jeśli nie masz pomocy do opieki nad dzieckiem. W moim przypadku nie ma możliwości bym efektywnie pracowała i jednocześnie zajmowała się aktywnym maluchem, a jak już wspomniałam nie ma opcji bym spóźniała się z terminami. Po prostu nie ma. Korzystałam, więc najpierw z pomocy niani, a teraz maluch jest już przedszkolakiem.

Trzeba też narzucać sobie dyscyplinę, by efektywnie organizować czas i pracę. Dla niektórych jest to nie do przejścia, gdy mają pracować w domu. Muszą wyjść do biura i się wyłączyć - w takiej sytuacji po prostu wynajęłabym gdzieś biurko ;) Ale na szczęście nie mam z tym problemów. No i ostatni klucz - profesjonalizm, trzeba dbać o najwyższą jakość usług - bez tego przepadnie się już na pierwszej prostej. 

Będą oczywiście tacy, którzy stwierdzą, że skoro nie wyjeżdżasz codziennie rano do biura i nie odbijasz gdzieśtam karty i nie wracasz po 8 godzinach, to znaczy, że nic nie robisz. Jedyna rada to nie zwracać na to najmniejszej uwagi. Przecież i tak Twój stan konta najlepiej świadczy o tym, że pracujesz :)

Dla mnie bilans jest oczywisty. Lubię swoją pracę i to jaką daje mi niezależność. Jednocześnie (wykluczając okresy mega nawału projektów) mam sporo czasu dla rodziny, na rozwój własnych pasji i celów. Obecnie bardzo cenię sobie taki charakter pracy i myślę, że szybko nie zdecyduję się na zmiany. Jedyna alternatywa to etat z elastycznym czasem pracy, ale takim z prawdziwego zdarzenia*. Jeśli macie pytania w tym temacie, to oczywiście chętnie odpowiem na wszystkie, o ile oczywiście będę w stanie :)

Są tutaj mamy - freelancerki? Czym się zajmujecie? Jak organizujecie swoją pracę?

Dodane w kwietniu 2017:

* Obecnie widzę jeszcze jedną alternatywę - zwiększanie skali prowadzonego biznesu i zatrudnienie współpracownika lub ewentualnie relokację w celu poznania nowego rynku.

Musiałam to zrobić. Rzeczy dosłownie opanowały dom i straszyły mnie z każdej szafy, szafki i szafeczki - po prostu były wszędzie. Postanowiłam potraktować ciuchy bez najmniejszych sentymentów - posegregowałam na grupy: sprzedaż, do rozdania, na pamiątkę. Przy czym ostatnia grupa jest najmniejsza i może zająć max 1 średni karton. Tak, wiem, życie jest ciężkie i z łezką w oku pakowałam ubranka, nawet te maleńkie, ale cel jest szczytny - wolna przestrzeń.

Wiem, że wpadają tu mamy chłopaków młodszych od Igora i mamy przyszłych fajnych chłopaków, więc postanowiłam podrzucić Wam link do naszych aukcji (klik). Może coś Wam się spodoba. Przy okazji dodam, że z mamami z Łodzi mogę umówić się na odbiór osobisty. Jeśli wybierzecie coś na aukcjach, to koniecznie dajcie znać i podeślijcie maila - dorzucę coś do paczki. 

Na aukcjach znajdziecie ubranka od rozmiaru 62 do 86. Sprzedaję m.in:

- Igorową kurteczkę z Zary na misiu, rozmiar 74:
 




Zestaw ze zdjęć poniżej (kurtka, body i spodenki r. 68-74):


Rampers Cool Club rozmiar 74:


Oprócz powyższych zestawy body, legginsy, bluzy i wiele innych. Wszystkie nasze aukcje znajdziecie tutaj. Zapraszam :)



Wyprzedaż Igorowej szafy

by on 13:47:00
Musiałam to zrobić. Rzeczy dosłownie opanowały dom i straszyły mnie z każdej szafy, szafki i szafeczki - po prostu były wszędzie. Postan...

W ciąży słyszałam nieśmiertelne - korzystaj z życia, bo po porodzie WSZYSTKO się zmieni. Brzmiało to trochę tak, jakby co najmniej życie miało się skończyć, a z dzieckiem to już tylko kierat, płacz i zgrzytanie zębów. Bo "wszystko" w domyśle oznacza - na gorsze.

No więc mijały tygodnie ciąży, a do zestawu - wszystko się zmieni, dochodziły frazesy typu - to wasze ostatnie chwile we dwoje, wyśpij się póki możesz, itd. Cóż, było to wszystko niezwykle budujące. Mało kto mówił - oszalejecie z miłości, będziecie rodziną, młody da Wam po tyłkach, ale będzie super jak nigdy wcześniej. Gdybym teraz spotkała na swojej drodze rodziców spodziewających się dziecka, właśnie takim zestawem bym ich uraczyła. Jako rodzic dostajesz po dupie, bo jest w różnych aspektach inaczej, czasem ciężko, ale jest po prostu cudownie. Dziecko to nie żadne ograniczenie, tylko ogromna satysfakcja i wielki motywator dający kopa do działania.

Oczywiście zaraz po porodzie zaskoczyło mnie kilka rzeczy i w sumie stworzona wtedy lista jest dalej aktualna. Ale jeśli ktoś zapytałby mnie dziś wprost - czy z dzieckiem zmienia się wszystko? Odpowiedziałabym, że nie. Dalej masz te same pasje, tego samego faceta, te same marzenia (no może pojawia się wiele nowych), dalej chodzisz z facetem na randki, robisz rzeczy, które kochasz, no po prostu życie toczy się normalnie. Jednocześnie ubywa Ci snu, musisz nauczyć się ogarniania miliona nowych spraw, organizujesz na nowo życie jako rodzina. Wyzwań jest całe mnóstwo - dla każdego są one inne. Pewnie zaraz po porodzie wspomniałabym o wszechogarniającym chaosie, ale teraz - po roku, wszystko naprawdę wróciło do normy.

To co na początku naszego rodzicielstwa było wyzwaniem - choćby głupie wyjście do miasta, pakowanie na wyjazd (na nasze pierwsze wakacje z Misiem jechaliśmy zawaleni po dach jak Cyganie), teraz jest po prostu normą. Wiele rzeczy robię z automatu - wrzucam do torby rzeczy must have na wyjśćie, ubieram siebie i Igorsona i jesteśmy gotowi do wyjścia. Drzemka? Będzie w aucie lub w wózku na mieście. Jedzenie? Biorę gotowca z domu i wychodzę. Wakacje? Kiedyś myślałam, że nie ruszę się z dzieckiem dalej niż do granicy naszego, pięknego kraju. Obecnie zastanawiam się tylko, która wyspa z śródziemnomorskim klimatem będzie dla nas najlepsza. Z resztą jest tyle fajnych blogów, na których rodzice pokazują, że z dzieckiem można pojechać wszędzie, gdzie tylko sami chcielibyśmy się znaleźć, że nie ma już absolutnie żadnych podstaw, by traktować dzidzioła jako jakiekolwiek ograniczenie w tym temacie.

Macierzyństwo to motywator do działania

Kiedyś bałam się też, że z dzieckiem utknę w domu, ograniczą się moje horyzonty, znajomości. Stało się zupełnie inaczej. Macierzyństwo bardzo rozwija - mnie dało wielkiego kopa żeby zmienić w swoim życiu rzeczy, które od jakiegoś czasu mi nie odpowiadały, drażniły. Dodało odwagi żeby wziąć sprawy we własne ręce - rzucić etat i przejść "na swoje". Bardziej dbać o relacje z mężem. Lepiej organizować nasz czas spędzony w trójkę i tylko we dwoje również.

Nie będę ściemniać, że zawsze jest słodko. Tak, codzienność z dzieckiem jest czasem trudna. Oczywiście zdarza się, że mam chęć walnąć wszystko i po prostu zwiać jak najdalej, a najlepiej na wyspę oddaloną o lata świetlne od wszelkich dzieci, klocków i wózków. Nie mam chęci wstawać w nocy, bo kolejny ząb. Albo wolałabym wypić kawę niż udawać, że ZA-RAZ ZJEEEEEM DZIDZIUSIA i gonić go między fotelami. Na szczęście te momenty zawsze szybko mijają i mam na nie niezawodne sposoby.

Tak, dziecko sprawia, że zmienia się codzienność. Bo ona staje się bardziej kolorowa i wypełniona pięknymi momentami. Pojawiają się zupełnie nowe, wielkie emocje. Życie jest faktycznie inne, ale jest piękniejsze. Czasem drobnostka potrafi zwalić z nóg. Z reguły twardo stąpam po ziemi, ale gdy mój syn obejmuje mnie za szyję i przytula do policzka, to jestem cała jego. Kiedy z maniakalnym uporem domaga się bym wzięła go na ręce. nie potrafię odmówić. Kiedy po policzkach płynęły mu łzy, bo musiałam wyjść z domu, wiedziałam, że chyba nikt nigdy nie będzie mnie tak kochał. Wiedziałam też, że nigdy nie drżałam tak ze strachu, jak wtedy, gdy pierwszy raz chorował i gorączkował. Wiem, że już zawsze będę się o niego martwiła i zawsze będę się o niego troszczyła - dlatego beztroska z życia "sprzed dziecka" po prostu nigdy nie wróci. Ale rodzina nie jest ważna, jak praca czy inne zajawki, które znałam wcześniej - rodzina jest po prostu najważniejsza.
Co matka robi w wolne wieczory? Pisze, czyta i ogląda filmy. Duuuużo filmów. Zwykle od kina oczekuję wbicia w fotel, poruszenia, wzruszenia, po prostu wywołania emocji. Czasem jednak wystarczy jeśli film wprowadzi mnie w miły nastrój i pozwoli się zrelaksować po ciężkim tygodniu. Jeśli właśnie zastanawiacie się - co z nowości obejrzeć w weekend, to dobrze trafiliście. Dziś postaram się w zwięzły sposób i bez spoilerowania polecić wam trzy,  nowe filmy. Zatem miłego czytania i mam nadzieję oglądania.


1. Gra tajemnic (dramat biograficzny)

Ten cytat wybrzmiewa kilka razy w filmie, a mnie niesamowicie utkwił w pamięci: "Czasem ludzie, po których nikt się niczego nie spodziewa, są tymi, którzy robią rzeczy najbardziej niespodziewane"

Gra Tajemnic przedstawia historię łamania legendarnego kodu Enigmy podczas II wojny światowej. Fabuła w głównej mierze opiera się na przedstawieniu geniuszu Alana Turinga, brytyjskiego matematyka, który złamał kod i miał znaczny udział w zakończeniu wojny. Film wspomina również o Polakach, którzy mieli swój udział w rozwikłaniu zagadki. Jakie są moje wrażenia po obejrzeniu filmu? Jestem pewnie mało obiektywna, bo uwielbiam wszelkie filmy o genialnych jednostkach (np. Piękny umysł). Fascynuje mnie ich odmienność, kruchość, dziwne fiksacje i przejawy genialnego wręcz intelektu. Takie historie jednak nigdy nie są proste, zwykle mają drugie - dramatyczne dno. Tak jest również w przypadku Gry tajemnic, bo w tym filmie, to nie kod Enigmy jest jedyną tajemnicą do odkrycia i złamania. Zobaczymy w nim również zmagania z własnymi lękami, ograniczeniami i ogromną samotnością. Gra tajemnic trzyma  w napięciu, nie ma dłużyzn, jest też po prostu ciekawa i opowiada o niezwykle zdolnym człowieku. Film mogę zdecydowanie polecić również ze względu na wspaniałą grę aktorską Benedicta Cumberbatcha (znany z roli w serialu Sherlock), który wcielił się w główną rolę.


2. Whiplash (dramat, muzyczny)


Gdzie jest granica między ambicją, a chorobliwym dążeniem do realizacji marzeń i celów? Czy jest różnica między wymagającym treningiem, który czyni mistrza, a okrutnym, bezdusznym szkoleniem? Ile jesteśmy w stanie poświęcić dla marzeń? Takie pytania zadałam sobie po obejrzeniu filmu Whiplash. Jest to obraz muzyczny, przesiąknięty atmosferą jazzu i zadymionych knajp. Ja jednak w tym filmie widzę dążenie do perfekcji i budowaniu geniuszu, okupione krwią, potem i łzami. To jet opowieść o łamaniu granic i przekraczaniu możliwości. Kiedy oglądałam ten film zastanawiałam się też - a gdyby to mój syn w ten sposób dążył do realizacji celów? Jak bym zareagowała? Co bym zrobiła? Przypomniałam sobie też lata treningów jazdy konnej - otarte do krwi palce od trzymania wodzy i siniaki na nogach. Przypomniałam sobie o bólu w plecach, palących zakwasach i łzach szczęścia, gdy na szyi zawieszono mi pierwszy w życiu medal. Film mnie urzekł, zelektryzował. Momentami szokował. Fascynująca była dla mnie wypaczona relacja mistrz - uczeń i fanatyczna pasja jednego i drugiego. Zdecydowanie polecam.


3. Love, Rosie (komedia romantyczna)




Na koniec zostawię Was z czymś lekkim i po prostu ładnym. Film Love, Rosie właśnie taki jest. Opowiada perypetie miłosne dwójki przyjaciół. Uprzedzam, że nie wyjdziecie po tym filmie wstrząśnięci, zszokowani czy porażeni. Love, Rosie to po prostu przyjemna historia, przy której można się zrelaksować, pośmiać, może trochę wzruszyć. Mnie szczególnie podobały się obrazki pokazujące macierzyństwo. Nie chcę pisać w tym temacie więcej, bo byłby to spoiler. Jeśli macie ochotę zobaczyć lekki i przyjemny film o dorastaniu, szukaniu miłości i rodzicielstwie, to możecie spokojnie sięgnąć po Love, Rosie.

W zanadrzu mam jeszcze całe mnóstwo filmów, które mogę polecić z czystym sumieniem. Jeśli macie ochotę na kolejny post w tym cyklu, dajcie proszę znać w komentarzach. Przy okazji - polecicie coś do obejrzenia na weekend? :)

Źródło zdjęć 1 2 3

Dobre filmy na weekend

by on 16:02:00
Co matka robi w wolne wieczory? Pisze, czyta i ogląda filmy. Duuuużo filmów. Zwykle od kina oczekuję wbicia w fotel, poruszenia, wzruszenia...

Kiedyś (w odległej prehistorii) telefon komórkowy służył do dzwonienia i wysyłania smsów. Obecnie - to prawie centrum dowodzenia. Aplikacji, które ułatwiają życie, pracę, organizację obowiązków jest całe mnóstwo. Ja często pobieram i testuję nowe, ale mam kilka swoich typów, z których korzystam codziennie.

1. Facebook, Messenger, Instagram, Gmail, Google, Youtube



To taki mój zestaw "basic". Chyba nie trzeba tłumaczyć do czego poszczególne appki służą, ale ze swojej strony dodam tylko, że bez nich absolutnie już nie potrafiłabym się obyć 


 
Ta aplikacja wiele razy uratowała nam życie. Można w niej wybrać 1 z 6 dostępnych dźwięków (u nas to suszarka) i odtwarzać go w określonym czasie. Rozwiązanie jest banalne, ale mega przydatne. Nie trzeba w nocy szarpać się z suszarką, odkurzaczem czy też innymi sprzętami, których dźwięk działa kojąco na dziecko. Wystarczy kilka kliknięć i dźwięk szumu ukoi maluszka :)




Jestem typem, który musi mieć listę zakupów, by nie zapomnieć połowy potrzebnych produktów. Listę na kartce łatwo zgubić, więc najlepiej mieć ją w telefonie :) Można ją na bieżąco edytować - dodawać i usuwać produkty. Listonic potrafi również tworzyć listy pod konkretne przepisy kulinarne wyszukane z blogów. Super wygodna sprawa.


Lubię zakupy on-line. Oszczędzam czas i nie muszę marnować czasu na "zwiedzanie" centrów handlowych. Aplikacja Allegro jest wygodna, intuicyjna i zdecydowanie wygodniej mi się z niej korzysta niż ze strony internetowej. Dodatkowy atut mobilnego Allegro, to kupony rabatowe. 

5. Pixlr



Bardzo przyjemna i intuicyjna aplikacja do obróbki zdjęć. Można dodawać przy jej pomocy filtry, naklejki, tekst, tworzyć kolaże. Wiele razy obrabiałam w niej zdjęcia na bloga. Sezonowo dodawane są również nowe filtry - na święta, walentynki itd. Zdecydowanie polecam.




Kopalnia inspiracji. i pięknych zdjęć. Przez Pinteresta wiele razy przepadały mi cenne minuty, a może nawet i godziny na przeglądaniu i tworzeniu tablic pełnych inspiracji i przypinaniu zdjęć.

 A jakie są Wasze ulubione aplikacje? W jakich aplikacjach edytujecie zdjęcia?

Moje top aplikacje

by on 21:30:00
Kiedyś (w odległej prehistorii) telefon komórkowy służył do dzwonienia i wysyłania smsów. Obecnie - to prawie centrum dowodzenia. Aplik...


Koniec macierzyńskiego jest trochę jak Armageddon. Niby spodziewasz się, że nadejdzie, boisz się go, ale kiedy to już jest TEN moment i tak wydaje Ci się to niemożliwe. A jednak - dla wielu mam, prędzej czy później, czas spędzony wyłącznie na pięlęgnacji i doglądaniu swojej latorośli się kończy. Trzeba wracać do pracy - to jasne. Ale co z dzieckiem?

Standardowo opcje są trzy - żłobek, niania lub babcia/dziadek. Od tych opcji jest jeszcze milion innych wariacji, bo rodzice w dzisiejszych czasach muszą wykazywać się nie tylko dużą zaradnością, ale też kreatywnością. Pozwólcie jednak, że skupię się tylko na tych trzech, podstawowych rozwiązaniach. 

1. Żłobek - po pierwsze musisz mieć niezłego farta albo dobre wtyki u Pani Dyrektor, żeby Twoje dziecko trafiło do zacnego grona żłobkowiczów. Bowiem to nie byle jaka liga. Jak wiadomo tam się każdy nie dostaje. Oj nie nie. Dostaliśmy w prezencie od naszego dobrotliwego Państwa roczny macierzyński, ale za to czegoś ubyło - miejsc w żłobkach. Tak więc można celować w żłobek publiczny (o ile loterią losu dziecko się dostanie) lub prywatny, ale to już droższa zabawa. Sama nie jestem przeciwniczką żłobków. Myślę, że to dobre miejsce dla maluchów, o ile dobrze znoszą adaptację i żłobek jest dla nich miejscem przyjaznym, a nie przechowalnią. Ideał to kilkoro dzieci w grupie, miłe, zaangażowane opiekunki i dziecko przebywające w żłobku nie dłużej niż kilka h dziennie. Niestety rzeczywistość nie prezentuje się już tak różowo jak moje wyobrażenia. Pełen etat to 8h pracy. Do tego trzeba doliczyć średnio 1-2h na dojazd. Wychodzi 9-10 h dziennie obecności w żłobku przy założeniu, że wyrabiamy się w czasie pracy. W moim zawodzie - nierealne :)

2. Niania - instytucja dobrze wszystkim znana. Obca (czasem mniej lub bardziej) pani przychodzi do naszego domu i za kasę opiekuje się naszym dzieckiem. Czasem jest to jedyna opcja dla maluchów, które po prostu jeszcze nie dojrzały do pójścia do żłobka i bardzo źle znoszą adaptację. Czasem to rodzice wolą, by jedna osoba poświęcała maksimum uwagi dziecku. Minusy - trzeba zaufać obcej babce, zrekrutować ją i zwykle słono jej płacić. Powrót do pracy musi się, więc przede wszystkim kalkulować.

3. Babcia/dziadek - po pierwsze mamy taki system emerytalny, że będzie coraz trudniej znaleźć niepracującą babcię czy dziadka (tak jest w naszym przypadku). Poza tym babcia i dziadek są często setki kilometrów od nas, więc nie ma nawet takiej możliwości, by na co dzień opiekowali się wnukiem lub mogą po prostu nie mieć siły/nie chcieć. Jednak plusy są oczywiste - mamy do nich pełne zaufanie, mamy pewność, że dziecko będzie pod dobrą opieką. Minusy - babcia czy dziadek często wie lepiej. Tak więc będziesz mówić swoje, a babcia i tak zrobi jak uważa :) 

Jak jest u nas? Nasza sytuacja jest dość nietypowa, bo ja mam nietypową pracę. W trakcie macierzyńskiego zaczęłam bowiem pracować jako freelancer - tzw wolny strzelec i zrezygnowałam z powrotu na etat. Mój czas pracy jest kompletnie nienormowany, tak samo jak i miejsce jej wykonywania. Zatem na obecną chwilę najlepszą opcją dla nas jest niania. Igor spędza z nią kilka h dziennie. Jest zadowolony, ja mogę wykonywać swoją pracę i to jest dla nas najważniejsze. Dla mnie jednak mega ważne jest to, by młody miał kontakt z dziećmi, gwarem i halasem. Dlatego chodzimy na zajęcia dla maluchów, odwiedzamy sale zabaw dla dzieci. Co będzie dalej? Nie chcę obecnie wyrokować, bo może być tak, że Igor będzie bardzo lgnął do dzieci i mając 2 latka pójdzie do żłobka, może do klubiku malucha, a może dopiero jak będzie miał 3 do przedszkola. Czas pokaże :)
 
A kto u Was przejmie opiekę nad maluchem po macierzyńskim? A może zostajecie z dziećmi dłużej? 


******

Niniejszym ogłaszam również, że u mnie temat powrotu do pracy jest na tapecie. Zatem możecie spodziewać się w najbliższym czasie kolejnych postów w tej tematyce. Jeśli coś szczególnie Was interesuje, to koniecznie dajcie znać :)

Poradniki o tym, jak pielęgnować związek znajdziecie wszędzie  - jak zatrzymać faceta, jak zdobyć kobietę marzeń, czy to prawdziwa miłość. A wiecie jak tę miłość skutecznie zabić?


1. Nie dbaj  o partnera/zagłaszcz na śmierć - są dwie opcje, a obie są równie skuteczne. Pierwsza to kompletne olanie potrzeb drugiej osoby na rzecz wszystkiego, co ważniejsze. Druga opcja też jest dobra - uwieś się na partnerze niczym bluszcz. Niech on będzie centrum Twojego wszechświata. Efekt szybkiej ucieczki gwarantowany.

2. Nie dbaj o siebie - te wszystkie babki noszące szpilki, make up są po prostu zbyt odpicowane. Najwygodniej jest przecież w dresie i t-shircie i to najlepiej każdego dnia. Z resztą najpierw trzeba zadbać o dom/dziecko/parntera, a jak się znajdzie czas na prysznic to i tak super. W wersji męskiej - po cholerę mam się golić po tych 3 miesiącach. Mam się przebrać z pidżamy? Przecież dziś nie idę do pracy!

3. Nie flirtuj z partnerem - absolutnie tego nie rób! Niech wszystko będzie przewidywalne do granic możliwości, a każdy wieczór niech przebiega identycznie - najlepiej w towarzystwie  telewizora.

4. Nie spędzaj czasu tylko z partnerem - we dwoje? Ale że sami? Bez dziecka? Nie ma mowy! Z maluszkiem bądźcie zawsze i wszędzie. On absolutnie z nikim innym przebywać nie może, bo bez Was uschnie.

5.  Nie dotykaj - a fe! Żadnego dotyku, seksu, przytulania, całowania. Z resztą kiedy mieć na to czas?

6. Przejdź ze wszystkim do porządnego dziennego - no w końcu jesteście parą, więc nad czym się tu zastanawiać?  Przecież wszystko jest już ustalone, po co coś zmieniać.

7. Czepiaj się - czepiaj się jak najwięcej. Powtarzaj codziennie aż do skutku i koniecznie przy tym nie chwal za nic.

8. Dodaj coś od siebie - przecież wiesz najlepiej jak dowalić partnerowi, gdzie wbić mu szpilę - rób to więc jak najczęściej.



******
Brzmi znajomo? Absurdalnie? Tak naprawdę to tylko garść stereotypów, ogólników, zwykłych banałów. Pewnie po przeczytaniu punktów, pomyśleliście - a w życiu, to nie o nas! Ale tak zupełnie serio, to myślę, że nie każdy i nie na 100% codziennie przestrzega odwrotności tych punktów. Nie każdy pamięta zawsze o komplementach, zwykłym dbaniu o siebie, poświęcaniu czasu tylko sobie, o bliskości. Bo to wcale nie jest takie proste, gdy się ma maleńkie dziecko, pracę i milion innych mega istotnych obowiązków. A wiecie, że podobno wystarczy 14 dni bez dotykania partnera żeby bliskość zaczęła umierać i pojawił się niebezpieczny dla związku dystans? Tak twierdzi Lew - Starowicz, a facet chyba zna się na rzeczy.

Żyjemy w biegu, wszystko jest na wczoraj. Mnóstwo obowiązków, zmęczenie, niewyspanie, pęd, rutyna, zwykła codzienność. Ale trzeba się zatrzymać. I pielęgnować to co najważniejsze - relacje. Trzeba czasem po prostu pobyć we dwoje, bez dziecka, off-line, przegadać marzenia, plany, a nawet błahostki do północy. Trzymać się za ręce na spacerze. Całować o poranku. Okazywać zwykłą czułość. To są drobiazgi (dla mnie mega ważne), które budują naszą codzienność. Dbajmy, by była piękna. 



A Wy co robicie tyyylko dla siebie nawzajem? Liczę na fajne inspiracje jak umilić sobie codzienność (nie tylko na Walentynki) :)







Pamiętacie zimę z dzieciństwa? Mróz szczypiący w nos, tunele ze śniegu, wojny na śnieżki i saaaanki! Już się bałam, że Igor tej zimy nie pozna ani śniegu, ani tym bardziej sanek, ale jednak :) Udało się i zima nie zawiodła. Dziś mam dla Was kilka zimowych kadrów z naszych spacerów i ultra szybki poradnik.

Czy wychodzić na spacer w mróz?

Jak najbardziej tak! Nie ma nic gorszego dla odporności naszego dziecka niż przesiadywanie całymi dniami w mega ciepłym pomieszczeniu. Świeże powietrze, nawet w mróz pozytywnie wpływa na układ oddechowy i uodparnia. Organizm uczy się jak radzić sobie z chłodem, a to powinno zaprocentować w przyszłości.

Takie mamy widoki zimą
Jak przygotować niemowlaka do wyjścia na mróz?

Nie robię nic nadzwyczajnego. Przygotowania zaczynam już w domu. To znaczy - nie odkręcam kaloryferów tak, żeby ciepło buchało z nich jak z wulkanu. Temperatura u nas w domu oscyluje ok 20-21 stopni i to jest absolutny max. Wietrzę też codziennie mieszkanie, a pokój Igora musi być bezwzględnie wywietrzony przed każdą drzemką. Igor w dzień często śpi też przy otwartym oknie, jednak staram się nie zostawiać otwartego okna w mróz. 

Na samo wyjście Igor musi być najedzony i bezwzględnie przewinięty. Solidnie smaruję mu również buźkę kremem ochronnym (używamy Musteli) i później ubieram siebie i jego. Młody nosi ciepły, ale lekki kombinezon, ocieplane buziki. Na mróz musi być też czapka, szalik i rękawiczki. Jednak nie może być mowy o przegrzaniu. Wystarczy, że młody lekko, by się spocił i po zetknięciu z mrozem i wiatrem z miejsca byłby chory. W wózku i na sankach jeździ w śpiworku. Tej zimy kupiliśmy śpiwór firmy Womar i to był strzał w 10. Nie trzeba martwić się o rolujące i zwijające kocyki. Wystarczy "zapakować" dzidzioła i do przodu :)

Sama oczywiście też zakładam czapę i ciepłą kurtkę. No i śniegowce - moje wytrzymuję temperaturę do -25 stopni Celsjusza, więc żadne mrozy mi nie straszne :)

Po powrocie ciepła herbatka i obiadek i możemy odpoczywać. Ok, no ja może pozwalam sobie jeszcze na gorącą czekoladę. 

A tak spacerujemy w mrozie naszymi, leśnymi ścieżkami:


A Wy lubicie spacery w mroźne dni? Jak się do nich przygotowujecie?


Matki często mówią o wyrzutach sumienia. Mają je gdy wychodzą same z domu, mają je gdy wracają do pracy, mają je gdy po prostu robią coś tylko dla siebie. 

Macierzyństwo wiele zmienia, jednak świat nadal się kręci i to nie tylko wokół dziecka. Życie toczy się dalej. Kobiety oprócz tego, że mają dziecko, mają też zainteresowania, pasje, znajomych. Oczywiście można zamknąć się w domu na cztery spusty i być tylko i wyłącznie dla swojego potomka. Nie oceniam tego. To też jest ok, dopóki odpowiada i mamie i dziecku. 


Ja jednak mam inaczej. Regularnie wychodzę sama, z mężem ale...bez syna. Mam swoje sprawy, nawet wyjechałam bez dziecka. Czy z tego powodu jestem wyrodna? Otóż nie! Kiedy jestem z Igorem staram się poświęcać mu 100% uwagi. Kocham go nad życie. I ja wiem, że on to czuje i odwzajemnia. Razem świetnie się bawimy, ale prawda jest też taka, że ja czasem zwyczajnie potrzebuję odpocząć. Potrzebuję nabrać dystansu i zatęsknić. 


Jestem mamą 24h na dobę, jestem w pełnej gotowości, by zawsze kiedy trzeba utulić mojego syna, pocieszyć, otrzeć łzy (nawet gdy jest to środek nocy i gdy robię to już setny raz). Działam na pełnych obrotach non stop - myślę, że gdybym robiła to bez żadnej chwili wytchnienia po prostu bym wysiadła. Jak każdy, nawet najlepszy sprzęt, któremu rozładowały się akumulatory.


Na szczęście mam warunki, by móc poświęcać czas sobie - męża, który od urodzenia naszego syna robi przy nim praktycznie wszystko, dziadków, którzy oferują swoją pomoc i których nasz maluch uwielbia. Zdaję sobie sprawę z tego, że tak jest dużo łatwiej. Mam też swoją pracę, może dość nietypową, bo nie w biurze, ale ona jest i daje mi wiele satysfakcji.

Rozumiem też, że przy gromadce maluchów i zdaniu się wyłącznie na siebie jest zupełnie inaczej. Pewnie nawet nie wyobrażam sobie jak może być ciężko i pewnie logistyka w takim domu, to kompletnie inny wymiar. Ale te wyrzuty sumienia - jeśli je macie, proszę wyzbądźcie się ich. Matki są za mało doceniane. Otoczenie często myśli, że tylko siedzimy w domu i nic nie robimy, że opieka nad dzieckiem to odpoczynek. A to bzdura. 

My same często siebie nie doceniamy, myślimy, że może robimy za mało, może nie do końca idealnie. To nieprawda. Przecież każda mama jest wielozadaniowa, ogarnia rzeczywistość niczym Hulk, czy inny superbohater. Wychowanie i opieka nad dzieckiem to przecież bardzo wyczerpujące i odpowiedzialne zajęcie. Traci się część autonomii, choć oczywiście zyskujemy milion razy więcej - małą istotkę, którą kształtujemy, o którą dbamy i która kocha nas bezgranicznie. Dlatego, nie powinniśmy mieć absolutnie żadnych wyrzutów za to, że sprawiamy sobie przyjemności, że dbamy o siebie. Czasem głupie 30 minut na domowe SPA w zaciszu, bez gugania za uchem i bez zabawek rozrzuconych wokół, może zdziałać cuda. Nie trzeba od razu jechać na koniec świata żeby mieć odrobinę wytchnienia. Okoliczności bywają bardzo różne, jednak starając się zaspokoić potrzeby wszystkich wokół pamiętajmy też o swoich. I róbmy to bez cienia wyrzutów sumienia.



pokój dla dziecka dekoracje

Jak wiecie, Igor ma u nas w domu bawialnię. Urządziłam ją w salonie, bo jeśli akurat nigdzie nie wychodzimy, to właśnie tam spędzamy najwięcej czasu. A że tam gdzie ja - tam i mój syn, to bawialnia nie jest u niego w pokoju, a w naszej wspólnej przestrzeni. Kącik do zabawy stale się zmienia, część zabawek znika, pojawiają się nowe. Staram się, by wszystko było dopasowane do preferencji mojego syna i "rosło" razem z nim. 

Obecnie jest tam jednak trochę zbyt wiele kolorów, mam wrażenie, że przestrzeń jest zawalona, a jest już naprawdę duża. Chciałabym więc wprowadzić kilka zmian. Zastanawiam się nad tipi/domkiem/zamkiem - czy jakimkolwiek innym miejscem do chowania się i zabawy w akuku. Byłaby to też strefa do czytania książek i ogólnego tarzania w mięciutkim i miłym otoczeniu. Na razie taką funkcję pełni przestrzeń z miękką matą, ale chcę ją ulepszyć. Przy okazji muszę znaleźć jedną, dużą i solidną skrzynię na zabawki. Obecnie mam dwa średnie pojemniki i niestety one już nie spełniają swojej funkcji. 

Moja wizja nie jest jeszcze kompletna i na razie zatrzymałam się na etapie planowania. Mam nadzieję, że zmiany wkrótce wprowadzę w życie. Tymczasem zostawiam Was z inspiracjami wyszukanymi na Pintereście.

bawialnia w pokoju dziecka
dekoracje pokój dziecięcy zrób to sam
farba tablicowa w pokoju dziecięcym
namiot w pokoju dziecięcym

kartonowy domek dla dziecka
teatrzyk dla dziecka
bawialnia
dekoracje w pokoju dziecka
kącik do czytania w pokoju dziecka

Za wszelkie podpowiedzi i pomysły na kącik do zabawy będę wdzięczna :) Czekam również na Wasze opinie o tipi, kartonowych domkach i innych "bazach" dla maluchów - jak to się sprawdza w praktyce?

Kącik do zabawy - inspiracje

by on 21:57:00
Jak wiecie, Igor ma u nas w domu bawialnię . Urządziłam ją w salonie, bo jeśli akurat nigdzie nie wychodzimy, to właśnie tam spędzamy n...