Domowa Gra o tron z 1,5 latkiem


You know nothing, Jon Snow - tak podsumowałabym narzekania tegoż bohatera, gdybym była postacią z "Gry o tron" i właśnie słuchała jego opowiadań o złych i okrutnych dzikich. Z resztą skoro Jon Snow poległ, bo nie poradził sobie z buntem na własnym pokładzie, to i z 1,5 latkiem raczej by nie dał rady.
 
W tym wypadku siła, taktyka walki, dobre pochodzenie i inne takie nie mają znaczenia. Relacja z 1,5 latkiem jest jak wysublimowana gra psychologiczna i test cierpliwości, który przechodzą tylko najlepsze i wyselekcjonowane jednostki. Czyli - matki :)
 
Są dni lepsze i gorsze. W te gorsze Igorson wstaje wcześniej niż zwykle i to powoduje u niego ogólne wkurzenie na swój byt. Budzi się i mówi 'NIE', jakby sam siebie strofował, że już się obudził. Później obrywa się mnie, miśkom i prezenterce pogody w telewizji. Sytuację poprawia owsianka, bo jest dobra... i na chwilę zatyka buzię (tak, napisałam to).
 
Mój syn ewidentnie charakter ma po mamusi. Dlaczego? Ma swoje zdanie już teraz i to w każdym temacie i nie bardzo ma chęć słuchać tego, co ktoś mu każe. Do wszystkiego trzeba go przekonać prośbą, rozmową i skutecznymi argumentami. Czasem nawet i to nie skutkuje, więc w ostateczności sięgam po inne metody. Np: kiedy mój syn próbuje eksplorować rejony ogrodu, lasu lub jakiegokolwiek innego miejsca, gdzie sama boję się wejść z uwagi na gigantyczne i krwiożercze pająki, najpierw ostrzegam go przed robalami, a jak to nie działa rzucam niby w powietrze - O! Robale, chodźcie! Igor już do Was idzie! - wtedy, co ciekawe, mój syn wypatruje czy już idą i woli się wycofać. Sukces!
 
Wiem, jest w tym trochę oszustwa, ale ja wolę nazywać to argumentacją :) Ostatnio świadkiem takiej akcji była odrobinę zaskoczona babcia. Kiedy zobaczyła jak Igor zawraca kurs z chaszczy na piaskownicę i moją minę zwycięstwa, nie mogła przestać się śmiać. 
 
Czasem niestety dobre argumenty, prośby i tłumaczenia nie pomagają. Bo maluch najpierw chciałby buty założyć, ale kiepsko to idzie, więc się wkurza. Kiedy chcę mu pomóc, jeszcze bardziej się wkurza. A kiedy całkiem mu nie idzie, wkurza się na amen. Zgadnijcie komu się obrywa? W takich momentach zazdroszczę, że John Snow nie musi już radzić sobie z buntem. Ja mam swoją, domową grę o tron - non stop.
 
Tylko, że do buntu to podobno nam jeszcze daleko. Więc chyba wolę nie myśleć o tym co będzie dalej... Jak żyć?

5 komentarzy:

  1. U nas czasem też nerwy o to, że kredka spadła ze stolika, ale daję na wstrzymanie i staram się zabawić Kubę.Jeżeli wpada w większe nerwy, to po prostu zostawiam na chwilę samego, żeby się uspokoił. Nie jest lekko czasem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem się śmieję, że Kacper już przechodzi bunt 3-latka. Najgorsze, gdy rano nie ma czasu a on akurat nie chce jeść (i nie ważne, że to jego ulubiona kaszka kakaowa albo truskawkowa), albo akurat wtedy chce jeść sam. Czasem się poddaję i wychodzimy z taką ilością śniadania jaką udało mi się wcisnąć, nawet jeśli to 2 łyżeczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach właśnie, zapomniałam dodać, że Igor wszystko chce robić sam - włącznie z jedzeniem zup i kaszek. Super fanie, tylko te wiecznie zalane ubrania...

      Usuń
  3. U nas dni są na przemienne raz mam buntownika, a raz potulna owieczke :D

    OdpowiedzUsuń