Mój
syn skończył dwa tygodnie i mogę z pełną świadomością powiedzieć, że nie
doceniałam mojej mamy. Serio, dopiero, gdy urodził się Igor zrozumiałam czym
jest macierzyństwo i czym są jego trudy.
|
źródło: weheartit.com |
Po pierwsze: poród – tak, faktycznie to jest ból, ale też po prostu ogromny
fizyczny wysiłek. Choć mój poród był książkowy i według niektórych nawet lekki,
to mimo wszystko czuję ogromny szacunek dla wszystkich matek. I mogę śmiało
powiedzieć, że jestem dumna i z siebie i z męża, bo daliśmy radę. Zdecydowanie :)
Po drugie: karmienie piersią – o ile dla mnie poród nie był traumatycznym przeżyciem,
wręcz wspominam go dobrze, to karmienie piersią przy nim jest niemal jak
krucjata. Najpierw niesamowity ból, do którego trzeba przywyknąć i walczyć z
nim przy użyciu całego arsenału akcesoriów, takich jak: muszle laktacyjne,
wkładki, maści, a i tak najlepiej działa wietrzenie i czas. Później cholerny
nawał – nie wiadomo, co z tym robić, bo zewsząd dostaje się sprzeczne
informacje. Tutaj też uratowała mnie kolejna, droga zabawka – laktator (ale o
nim będzie w innym poście). No i na koniec dieta. Co może jeść, a czego nie
powinna jeść matka karmiąca, to chyba nie wie nawet sam Dalajlama. Co innego
mówią położone, doradcy laktacyjni, lekarze, artykuły, mama, babcia, ciocia itd.
Na forach jedne mamy jedzą wszystko, inne prawie nic. I bądź tu mądry!
Po trzecie: sen jest dla słabych – to chyba motto mojego syna ;) Ale tak zupełnie serio, to trafił nam się bardzo ugodowy
egzemplarz, bo Igor pięknie śpi w swojej kołysce i potrafi już teraz przespać
nawet i 5h ciągiem, o ile oczywiście nic mu nie dolega. Czasem niestety potrafi
budzić się co 2h i domagać jedzenia, a czasem robi sobie po prostu 3h przerwę w
spaniu, bo tak. I wtedy w ruch idą kołysanki, nasze ręce (bo na nich jest
najfajniej), smoczek, bajki czytane przez tatę, no i mój cycek, bo on jest mega
mega fajny (nie ma niczego wspanialszego od cyca). A co do przerw w spaniu i
zarwanych nocy, chyba nigdy do tego nie przywyknę i modlę się, by problemy
brzuszkowe mojego syna skończyły się tak szybko, jak się zaczęły.
Po czwarte: CHAOS – jest coś takiego po porodzie jak się wraca do domu, że
nie wiadomo CO ZROBIĆ. Ekscytacja dzieckiem w połączeniu z niewiedzą (bo na
początku po prostu trzeba się z noworodkiem dotrzeć) powoduje, że człowiek nie
wie czy w trakcie drzemki dziecka też spać, sprzątać, gotować czy może czytać
książkę/oglądać film itd. W efekcie kładę się zwykle na 5 min przed pobudką
Igora i koniec odpoczynku;)
Po piąte: eksplozja miłości – jest w tym wszystkim jednak coś magicznego, coś co
wynagradza wszystkie trudy i zarwane noce. Miłość do dziecka. To jest coś
niesamowitego i mówię to ja, która nigdy nie interesowała się zbytnio dziećmi.
Własne dziecko jest najwspanialszą nagrodą na świecie i nie da się na nie
gniewać :) No i jest jeszcze jedna rzecz, z dnia na dzień jest
coraz lepiej. Ogarniania nowej rzeczywistości przecież też trzeba się nauczyć,
a wszystko jest kwestią czasu i dobrej organizacji.