Łobuzujący i brojący na potęgę 2-latek i zakupy w centrum handlowym, to niezbyt szczęśliwe połączenie. Są jednak sposoby, by wycieczka do sklepu była szybka i przyjemna dla wszystkich jej uczestników.

Odkąd jestem mamą, raczej unikam tradycyjnej formy shoppingu. Z wózkiem w ogóle nie lubiłam pojawiać się w centrach handlowych, a z 2-latkiem o mocy tysiąca megawat też nie byłam do tego całkiem chętna. 

Czasem jednak wyjścia nie ma, dziadkowie są zajęci i na zakupy trzeba zabrać dziecia. Co wtedy? Mam opracowany plan na takie sytuacje:

1. Wybierz miejsce przyjazne dzieciom - to podstawa. W przerwie między zakupami maluch może być znudzony, więc dobrze, gdy można zapewnić mu chwilę odpoczynku i zabawy. Najlepiej, gdy centrum handlowe dysponuje małym, wewnętrznym placykiem zabaw lub basenem z kulkami - to zawsze działa na mojego malucha i nie jesteśmy skazani na marudzącego i złego 2-latka. Przydają się też autka - wózki, a pokój dla matki z dzieckiem to absolutne minimum (szczególnie, gdy idziemy na zakupy z niemowlakiem, który wymaga częstego przewijania czy karmienia piersią).

Basen z kulkami w CH Tulipan pomaga przetrwać zakupy z 2-latkiem
karuzela w CH Tulipan
2. Zrób listę zakupów - nie ma się nawet co łudzić. Nie dasz rady zajrzeć do wszystkich sklepów na raz. Lepiej zrób dokładną listę zakupów i odhaczaj na niej punkty. 

3. Wybieraj sklepy z profesjonalną obsługą - 2-latek wśród porcelany? To wcale nie musi oznaczać horroru. Wystarczy, że obsługa pomoże w sprawnym wyborze produktów i będzie pozytywnie nastawiona do dziecka. Wtedy zakupy zrobimy szybko i bez niepotrzebnych nerwów.

4. Zabierz kogoś do pomocy - to może być mąż, partner, przyjaciółka lub mama. Każda pomoc jest dobra, bo w czasie, gdy Ty pójdziesz np. na manicure, Twój towarzysz zabierze malucha na placyk zabaw.



5. Znajdź chwilę dla siebie - mama też kobieta, więc czas dla siebie mieć musi. Ja stawiam w takich chwilach na pielęgnację: manicure albo wizytę u fryzjera. Nie tylko mam wtedy szansę na relaks, ale i sprawiam sobie trochę przyjemności. Najchętniej wybieram się w takie miejsca bez dziecka, ale jeśli jesteśmy razem, zawsze wybieram miejsca z kącikami dla dzieci.


kącik dla dzieci w salonie HairCoiffure

Wpis powstał we współpracy z Centrum Handlowym Tulipan z Łodzi, które nie bało się odwiedzin mamy z 2-latkiem. Bez obaw można wybrać się tam z dzieckiem, a centrum jest w pełni przygotowane zarówno na wizyty rodzin z maleństwami, jak i większymi pociechami. 

Za wyrozumiałość i gotowość do pomocy dziękuję też obsłudze salonów:
Home&You
Big Star Jeans
NailBar
HairCoiffure

A jak Wasze maluchy znoszą zakupy? 

Najlepszy fitness dla mam? Oczywiście bieganie za pełnym energii 2-latkiem. Nie potrzebuję już karty multisport, bo mam małego syna. Wystarczy jedno wyjście do parku i na liczniku mam średnio pięćset kalorii mniej.

Bunt 2-latka?

O 2-latkach napisano już wszystko. Każdy wie, że prowadzą regularny terror w swoich domach, co tłumaczy się enigmatycznym buntem. Jednocześnie dzieci, które są już super sprawne i najczęściej wiele komunikują, są na jednym z najbardziej rozkosznych etapów w swoim życiu. 

Cóż może być wspanialszego niż zarzucenie rączek na szyję i wypowiedziane czule - kochana mamusiu

Założę się, że taki gest roztopi serce każdej mamy. Nawet jeśli przed chwilą maluch urządził na podłodze ocean z czystej pościeli, a poduszki stały się rybami i rekinami. Co z tego, że wcześniej zmieniał zdanie jakieś milion razy i uparcie siedział na podłodze przez 15 minut, bo nie dał rady założyć kaloszy? Co z tego, że jest lato, upał, a nawet gorąc, a włożenie długich butow nie jest takie proste? Przecież on musi to zrobić sam! Twoja pomoc to zło i możesz co najwyżej obserwować cały spektakl z daleka.

Taki 2-latek to też niesamowite źródło energii odnawialnej. W każdej chwili gotów jest do zdobywania świata, biegania, wspinania się na drzewa i skakania z wysokości. Cóż mam poradzić? Pozostaje mi jedynie podziwiać to wspaniałe zjawisko i jedynie udawać, że wcale mnie to nie przeraża. Taki lajf z 2-latkiem. 

Jednocześnie mam też nieodparte wrażenie, że po słodkim bobasie nie ma już śladu. To mały, ale bardzo samodzielny chłopiec. Chadza własnymi ścieżkami. Ma własne zdanie i można z nim odbyć całkiem miłą konwersację. Tak jakby chwila dzieliła nas od tego momentu, gdy stanie się już całkiem duży i niezależny. Zanim to jednak nastąpi zamierzam chodzić z nim za rękę, przytulać ile wlezie, tańczyć za ręce i skakać po łóżku. Póki jeszcze - kochana mamusia - jest na piedestale i jej zdanie jest najważniejsze.


Zdjęcia robiliśmy na Starym Rynku w Łodzi i w pobliskim parku. Pięknie tam u nas, prawda? :) 

W pogoni za 2 latkiem

by on 11:11:00
Najlepszy fitness dla mam? Oczywiście bieganie za pełnym energii 2-latkiem. Nie potrzebuję już karty multisport, bo mam małego syna. Wy...

Naturalna, ciepła, delikatna - taka jest miłość matki do dziecka. Jej esencję możecie zobaczyć w sesji autorstwa Beaty Jeżak.


Zdjęcia Beaty są absolutnie niebanalne, delikatne i piękne. Nie ma w nich typowej dla fotografii rodzinnej stylizacji i cukierkowości. Nie ma też sielskości i zaaranżowanego tła. Jest tylko naturalność i miłość. Mam nadzieję, że sesja Beaty przypadnie Wam do gustu równie mocno jak mnie. Zapraszam do oglądania :)


Na zdjęciach Klaudia z Olwiką
FP i więcej zdjęć Beaty znajdziecie tutaj: https://web.facebook.com/beata.jezak.photography


Kolejny raz przekonuję się o tym, że chyba nie ma piękniejszego widoku niż maluch wtulony w swoją mamę. Wyglądają tak, jakby czas się wokół nich zatrzymał. Po prostu pięknie! A jak Wam podoba się sesja?

Przypominam, że cały czas można przesyłać do mnie propozycje najpiękniejszych sesji rodzinnych i brzuszkowych.


wyprawka do żłobka blog

Debiut w żłobku mój maluch ma już za sobą, ale wciąż pamiętam te emocje. Zanim jednak zaczniesz umierać z nerwów, radzę zająć się bardziej przyjemną częścią przygotowań, czyli wyprawką. Dziś podrzucę kilka moich typów dla małego chłopca.

Większość placówek przygotowuje listy potrzebnych rzeczy dla dzieci, więc w pierwszej kolejności trzeba się z nią zapoznać. U nas na przykład nie są wymagane przybory plastyczne, bo wszystkie zapewnia żłobek, by maluchy korzystały z tych samych materiałów. Poniżej znajdziecie kilka moich typów dla małych chłopaków:

Kompletujemy wyprawkę do żłobka
wyprawka żłobek blog


1. Piżamka Zalando 119 zł 2. Worek Pakamera 35 zł 3. Bidon Skip Hop 21 zł 4. Poduszka przytulanka H&M Home 22,90 zł 5. Kocyk La Millou 149 zł 6. Plecak Skip Hop 71,30 7. Piłkarskie kapetki Befado 44 zł 8. Klapki Crocs 126 zł 9. Plecak LittleLife 99 zł

Poza rzeczami, które ujęłam w propozycjach, nasz klubik wymagał w wyprawce szczoteczki do zębów, pasty (u nas Elmex), chusteczek nawilżanych, kosmetyków i ewentualnie pieluszek, jeśli dziecko ich używa.

Przy okazji polecam Wam kupienie kocyka i podusi dużo wcześniej. Niech dziecko oswoi się z nowymi rzeczami i zabierze je do żłobka, jako znajome przedmioty. Ulubiona przytulanka, która pachnie domem też może pomóc w pierwszych, trudnych dniach adaptacji.

Jeśli chodzi o kapetki, to warto postawić na wygodę. U nas większość dzieci śmiga w Crocsach i też się do nich przekonałam. Takie buciki łatwo samodzielnie zdjąć i założyć, ale to propozycja dla starszaków. Młodszym dzieciom lepiej kupić wygodne kapetki np Befado.


Jak podobają się Wam moje wyprawkowe propozycje? Może macie własne, polecone przedmioty do żłobka z listy must have?

Stereotypowa matka napawa się szczęściem, bo ma dziecko. Zrobi dla niego wszystko, więc swoje potrzeby chowa gdzieś głęboko do szafy i poświęca się ile może. Nie musi spać, bo nie pracuje, więc jej sen jest mniej wartościowy. Nie musi odpoczywać, bo przecież zajmowanie się dzieckiem to sama przyjemność. A później wybucha jak bomba z opóźnionym zapłonem. A wokół zostają tylko zgliszcza (tak mniej więcej).

Można wyobrazić sobie auto, którego akumulator nie był nigdy ładowany. Taki samochód jeździ i nawet długo może być sprawny, aż pewnego dnia padnie i bez ładowania nie ruszy. Podobnie jest z nami - kobietami. Czasem w pogoni za perfekcyjnie czystym domem i absolutnie szczęśliwymi dziećmi zapominamy o sobie. Tymczasem logikę należy odwrócić. Bo to właśnie z naszego szczęścia, wynika zadowolenie rodziny. Dzieci nie będą przecież miały pociechy z wymęczonej mamy, która jedynie biernie przygląda się ich zabawie, bo sama zasuwa - w kuchni, z mopem, przy laptopie.... uzupełnij tym, co znasz najlepiej. A na koniec zwyczajnie nie ma już na nic siły.

Pamiętam, jak na macierzyńskim wykorzystywałam każdą drzemkę Igora do porządków, gotowania, nadrabiania pracy. W pewnym momencie dotarłam do poziomu zombie, które zamiast dodać cynamonu do latte, okrasza kawę przyprawą do kurczaka. W efekcie musiałam zmuszać się do spacerów czy zabaw z dzieckiem. To był absurd i kiedy przejrzałam na oczy mogłam wreszcie zacząć cieszyć się macierzyństwem. Przestałam przejmować się nie ugotowanym obiadem, bo zawsze można go zamówić lub poprosić o pomoc. Nauczyłam się, że o porządek w domu dbamy wszyscy, nie tylko ja. Zaczęłam korzystać z chwil spokoju i nauczyłam się odpoczywać. Dopiero wtedy odżyłam i mimo nieprzespanych nocy czułam się dobrze. To było tak banalne, a w praktyce wcale nie tak łatwe do zrealizowania.

Ta nauka zajęła mi trochę czasu, ale było warto. Bo szczęście nie rodzi się w perfekcyjnie czystych czterech ścianach, ale w domu wypełnionym śmiechem i zabawą. Im więcej przyjemności i satysfakcji sprawiamy sobie, tym fajniejszy dom tworzymy dla naszych bliskich. Proste!

Pamiętajmy, że jesteśmy największym autorytetem i przykładem dla naszych dzieci. Kiedy te małe oczy na nas patrzą, pokażmy im jak życie może być fajne i jak bardzo można się nim cieszyć.





W sierpniu pozwoliłam sobie na kilka małych, kobiecych przyjemności. Postanowiłam dać sobie odrobinę wytchnienia od wyłącznie rodzicielskich i zawodowych obowiązków. Fajnie jest tak po prostu zrobić coś tylko dla siebie. 



1. Zakupy


Za sprawą zaproszenia od CH Tulipan w Łodzi częściej chodzę na zakupy (i to dla siebie!). Korzystam z wyprzedaży i przy okazji sprawdzam jak centrum handlowe przygotowane jest na odwiedziny mamy i rozbrykanego 2-latka. Po dwóch wizytach w Tulipanie udało mi się przekonać do zakupów z dzieckiem. Podczas, gdy ja buszuję po sklepach, maluch odwiedza ukochany basen z kulkami. Muszę przyznać, że Igor mocno mnie zaskoczył, bo spisał się też świetnie jako pomocnik podczas wnętrzarskich zakupów w Home&You. Już na spokojnie wybrałam się też do salonu Big Star (strasznie dawno nie odwiedzałam tej marki) i jestem mile zaskoczona wyprzedażą i nową kolekcją. Wybrałam dla siebie t-shirt z motywem róż, a na pewno wrócę po kraciaste koszule i trampki. Moje relacje z wizyt w CH Tulipan możecie śledzić tutaj i na moim fanpag'u.



2. Książki 

Staram się wykorzystywać wolne chwile do nadrabiania czytelniczych zaległości. W mojej biblioteczce zagościła m.in branżowa publikacja dotycząca copywritingu "Autentyczność przyciąga" i dwa kryminały. Dla mnie nie ma nic lepszego niż wciągająca powieść z tajemnicą i zagadkami w tle. 



3. Urządzanie i dekorowanie mieszkania


Niedawno pokazywałam Wam pokój Igora. Teraz intensywnie wyszukuję dodatków do salonu, kuchni i tarasu. Nasz prawie 20 metrowy balkon prezentuje się coraz lepiej. Wyłożyliśmy go sztuczną trawą, wybraliśmy meble wypoczynkowe i dodaliśmy do nich miękkie poduchy. Oko umilają też rośliny, a teraz czas na świetlne girlandy i więcej lampionów:) Jeśli macie ochotę na więcej tarasowych inspiracji zapraszam tutaj.


A Wy pozwalacie sobie na drobne przyjemności? :)



Być może dzieci są jeszcze za małe, by to zrozumieć, ale kiedyś nadejdzie taki dzień, gdy będą mogły zaczerpnąć ważnej wiedzy od sportowców. Bo właśnie Ci, którzy są na szczycie jak nikt potrafią mówić o determinacji i osiąganiu sukcesów.

Byłam już na studiach, gdy udało mi się zdobyć moje, największe sportowe osiągnięcie. To były Akademickie Mistrzostwa Polski. Dyscyplina skoki przez przeszkody - jeździectwo. Co z tego, że kategoria została nazwana "dla amatorów". Dla mnie moment, gdy stanęłam na zwycięskim "pudle" i na mojej szyi zawisły dwa medale, był chyba jednym z najpiękniejszych w życiu. Duma, szczęście i spełnienie jednego z marzeń. Wcześniej wiele razy oglądałam igrzyska olimpijskie. Patrzyłam na znakomite przejazdy największych sław i marzyłam, że kiedyś uda mi się zbliżyć do ich poziomu. Tak było kiedyś. Za to do dziś czerpię z lekcji, które udzielił mi sport. Chciałabym też przekazać tą wiedzę mojemu dziecku.

1. Za sukcesem jednostki stoją ludzie

Nie znam nikogo, kto trenowałby zupełnie sam i odnosił sukcesy. Za największymi sławami stoją sztaby specjalistów, ale i najbliżsi, którzy ściągają ich z łóżek o świcie, by zdążyli na trening lub zawody. To oni zawsze najmocniej trzymają kciuki i wspierają w każdym momencie. Chciałabym, by i mój syn mógł liczyć na takie wsparcie.

2. Stosuj się do zasady fair play

Sport daje ogromne pole do nadużyć. To prawda. Czasem łączy się z chorobliwą chęcią zwycięstwa, jednak to właśnie w sporcie pielęgnuje się zasadę fair play. To tutaj przeciwnicy potrafią uścisnąć sobie dłonie i przede wszystkim szanują i respektują się nawzajem. Każdego bez względu na status czy wiek obowiązują też identyczne zasady. W sporcie wszyscy są równi.

3. Osiąganie marzeń jest możliwe, ale trzeba na nie zapracować

Jestem z tego pokolenia, któremu wmawiało się - jeśli tylko chcesz, możesz osiągnąć wszystko. Ok, to brzmi dobrze. Tyle, że nikt nie dopowiedział, że owszem trzeba chcieć, ale też i działać. Bez determinacji i motywacji do działania nie uda się zrobić niczego, a już na pewno nie ma mowy o spełnianiu marzeń. Droga do sukcesu w sporcie jest pełna wyzwań i ciężkiej pracy. Sportowcy każdego dnia walczą ze swoimi słabościami, by wspinać się na wyżyny swoich możliwości i zdobywać kolejne medale. Podobnie jest przecież w wielu dziedzinach życia.

4. Pokonywanie barier jest możliwe

W niektórych dyscyplinach startują osoby w zaawansowanym wieku, po kontuzjach lub z niepełnosprawnością. Mimo własnych ograniczeń walczą z całych sił o najlepszy wynik i dają z siebie 100%. Warto pokazywać dzieciom, że nie wszyscy jesteśmy idealni i tacy sami, ale mamy identyczne prawo do spełniania własnych marzeń.

5 Świat jest różnorodny

Na igrzyskach startują zawodnicy z całego świata. Możemy, więc pokazać maluchom, że sporty, które znamy uprawiają też ludzie z drugiego końca globu, którzy mogą mówić innymi językami i mają inny kolor skóry. Podczas igrzysk wszyscy jesteśmy sportowcami i możemy razem podziwiać siłę zawodników i ich wspólnie dopingować.

6. Porażki zdarzają się każdemu

Nic dodać nic ująć. Porażki zdarzają się najlepszym i nie zawsze są zależne w 100% od nas. Czasem wystarczy gorszy dzień, chwilowa niedyspozycja czy przewaga przeciwnika. Każdy, nawet największy sportowiec spotyka się z przegraną, ale potrafi się po niej podnieść i walczyć dalej.



A Wy oglądacie zmagania sportowców na igrzyskach? Kibicujecie?




Naleśniki z bananami to tylko chwila w kuchni. Myślę, że całość to jakieś 20 minut. Ciasto można przygotować z dziećmi, a później prezentować im mistrzowskie umiejętności przy patelni. Naleśniki z tego przepisu wychodzą słodkie, więc trzeba je jeść bez dodatków lub z innymi owocami. Po prostu pycha!

Naleśniki bez mleka są dobre?

Lubię takie, słodkie, leniwe śniadania. Robię je od czasu do czasu w weekend lub tak, jak ostatnio w tygodniu, gdy nasz maluch miał wolne od żłobka. Od jakiegoś czasu unikamy w kuchni jak ognia mleka krowiego i nabiału, więc testuję różne przepisy z mlekami roślinnymi (np owsiane, ryżowe, kokosowe). Okazuje się, że w smaku takie, bezmleczne naleśniki nic nie tracą i są wyśmienite. Do przepisu mogę natomiast używać jajek, bo nie powodują u mojego dziecka żadnych reakcji alergicznych. 

Do przyrządzania tych naleśników wykorzystuję pokrojone w plastry kawałki banana, które dodaję już bezpośrednio na patelni. Owoc wtedy rumieni się i karmelizuje, co daje całej potrawie niesamowitej słodyczy. Uwaga! To przepis tylko dla łasuchów :)

Składniki (wszystkiego po 2):
2 szklanki mąki (u nas pszenna, ale używam też zamiennie gryczanej)
2 szklanki mleka ryżowego (może być też owsiane lub inne roślinne, które lubicie)
2 jajka

Ciasto przygotowujemy tradycyjnie, jak na naleśniki. Jeśli jest zbyt gęste, warto dodać odrobinę wody. Miksujemy całość na gładką, dość rzadką masę. W międzyczasie rozgrzewam patelnię z odrobiną oleju roślinnego. Ciasto wylewam na patelnię łyżką, ale nie na super cienką warstwę (naleśnik musi przypominać pankejka). Nakładam plastry banana i czekam chwilę, aż spód jest dobrze zarumieniony. Przekładam naleśnik, ale trzymam go już dosłownie chwilę, by szybko zdjąć z patelni. Trzeba trochę uważać, by nie spalić banana, a przyrumienić go i spowodować, że owoc się skarmelizuje. 

Podejrzewam, że to danie ma jakiś miliard kalorii przez poddanego obróbce termicznej banana, ale smakuje obłędnie. Jedliśmy z Igorem naleśniki prosto z patelni i już na spokojnie na talerzach z borówkami amerykańskimi. Beż żadnych syropów ani konfitur. Było po prostu pyszne i sycące. Myślę, że raz na jakiś czas można sobie pozwolić na taką rozpustę :) Smacznego!



Jeśli macie ochotę na super puszyste pankejki z bananami (jak na zdjęciu niżej) zajrzyjcie do tego przepisu.






Jedzenie przed telewizorem i w pośpiechu. Każdy w swoim świecie, skupiony na codziennych sprawach. Znacie to? Ja też, ale z całych sił walczę o wspólne posiłki bez rozpraszaczy, bo one są jak magia i potrafią działać cuda dla rodzinnych relacji.

Od 20 lat rozmaite badania naukowe potwierdzają to, o czym doskonale wiedziały już nasze prababki. Wspólny posiłek, do którego zasiada cała rodzina pozytywnie wpływa na nastrój, a nawet rozwój dzieci. Podobno redukuje też poziom stresu i ma duży udział w pogłębieniu wspólnych relacji. I to w moim przypadku potwierdza się w 100%. To przecież przy stole mówiłam rodzicom na jakie studia chcę pójść. W tym samym miejscu razem z mężem planowaliśmy nasz ślub i świętowaliśmy moją ciążę. Przy rodzinnym stole odbywały się nasze najważniejsze rozmowy i życiowe postanowienia. W tym coś po prostu jest.

Pewnie myślicie - łatwo mówić, trudniej zrobić. Jasne! Mam tak samo. Obecne tempo życia jest dużo większe niż choćby dekadę temu. Ciężko wyobrazić sobie wspólne jedzenie śniadania czy 2-daniowego obiadu każdego dnia. Chodzi o to, by usiąść do wspólnego posiłku bez rozpraszaczy (może to być nawet zamówiona pizza) i mieć chwilę tylko dla siebie. Najlepiej by było to chociaż jedno danie dziennie (może być nawet małe, jak lody zjedzone na tarasie). W naszym przypadku jest to najczęściej kolacja, a pozostałe posiłki celebrujemy dłużej w weekendy.

Nie czujesz się przekonana? Sprawdź zatem ile można zyskać tylko dzięki wspólnym posiłkom:

1. Uczysz dziecko poznawania nowych smaków
Twój maluch nie cierpi warzyw? Może przekona się do nich, gdy zobaczy jak jesz je ze smakiem. Możesz również zaproponować dziecku wspólne komponowanie sałatki, którą później będziecie razem jeść. Wiele potraw Igor spróbował tylko dlatego, że jemy je zawsze razem. W ten sposób polubił np fasolkę szparagową i sałatę (nie zadziało się to od razu, ale stopniowo). Nie wiem czy zaprocentuje to u wszystkich dzieci, ale na pewno warto próbować.

2. Wspólnie spędzacie czas
W gotowanie i przygotowywanie posiłku warto zaangażować maluchy. Możecie razem szykować potrawy i nakrywać do stołu, a później po prostu być ze sobą i rozmawiać To właśnie wtedy dowiadujemy się z czym zmagamy się na co dzień i dzielimy się przeżyciami. Dzieci poznają cały wachlarz nowych słów i reakcji, a w międzyczasie umacnia się rodzinna więź. Czego można chcieć więcej?

3. Uczysz dziecko zachowania i wpływasz na rozwój jego mowy
Badania przeprowadzone przez Australijkę - Rebeccę Huntley (Because Family Meal Times Matter), potwierdzają m.in, że wspólne posiłki pomagają w zdobyciu bogatych umiejętności społecznych. Przy stole dzieci uczą się przecież podstawowych zasad zachowania i konwersacji. Poza tym poznają cały szereg nowych słów i uczą się jak ich używać.

4. Możesz podzielić się historią rodziny
Podczas rodzinnych posiłków najlepiej wraca się do miłych wspomnień. U nas dodatkowo przy stole znajduje się galeria zdjęć. Nasz maluch bardzo chętnie pyta o konkretne fotografie, co staje się dla nas doskonałym pretekstem do snucia opowieści i budowania wspólnej historii.

5. Czujesz się komfortowo
Powtarzalne rytuały, które pozwalają nam być sobą i porzucić stres całego dnia powodują, że czujemy się bezpiecznie i komfortowo. Tego, że dzieci bardzo lubią rytuały chyba nawet nie trzeba dodawać.

Wspólne posiłki to zatem coś więcej niż tylko jedzenie. To wiele rozmów, śmiechów i zwyczajnej, rodzinnej rozrywki. To wydaje się tak banalne, a jak jest ważne zapewne potwierdzą rodzice nastolatków, którzy z pewnością chcieliby, by ich dzieci jak najczęściej chciały siadać z nimi do stołu i po prostu rozmawiać. Póki mamy jeszcze szansę zbudować w domu ten ciepły zwyczaj, dbajmy o to.