Zgodnie z obietnicą przygotowałam post przepisowy. Na pierwszy ogień pójdzie coś prostego i dobrego nawet na początek rozszerzania diety. Bazą dania jest dynia, którą według większości zaleceń można podawać dziecku już nawet w pierwszym miesiącu rozszerzania diety. Mój syn jest jej wielkim fanem. Dziś podrzucę Wam przepis na indyka z dynią, marchewką i ziemniakiem.


O rozszerzaniu diety dziecka można znaleźć mnóstwo informacji. Są tabele mówiące o tym jaki produkt podawać i od kiedy. Są różne metody - podawanie od początku papek, jest też blw. Są zalecenia WHO, porady producentów żywności dla dzieci, porady od babci i porady od pediatry. Czyli, jest jak zawsze - matka osiwieć może i w efekcie i tak sama zdecyduje co robić. I w sumie dobrze, bo im dalej w las, tym jestem bardziej pewna, że matka wie najlepiej :) Jeśli więc jesteście przed rozszerzaniem diety lub na samym jej początku, to mogę doradzić jedno - obserwujcie dziecko i same wybierzcie odpowiednią dla niego metodę. 

Słoiczki (w domyśle samo zło) czy gotowane posiłki?

Pierwsza sprawa - w sklepach jest całe mnóstwo gotowych posiłków dla dzieci, czyli słoiczków. O tym jak słoiczki są złe czytałam już chyba wszędzie, a według niektórych źródeł, to prawie trucizna. Ja jednak nie widzę w nich żadnego, ukrytego demona. Wręcz przeciwnie, dla mnie słoiczki były idealnym rozwiązaniem, szczególnie na początku rozszerzanie diety, gdy byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam też czy moje dziecko w ogóle będzie chciało próbować nowych smaków. W słoiczkach składniki są sprawdzone, przebadane na wszelkie możliwe sposoby i po prostu bezpieczne. Jednak składy słoików - nawet tych eko, bywają z kosmosu. Dlatego zawsze zanim kupię słoik dokładnie sprawdzam etykiety - tak żeby danie nie było dosładzane cukrem czy też syropem glukozowo-fruktozowym, bo po pierwsze po co obciążać małą wątrobę, a po drugie po co przyzwyczajać do słodkiego smaku. 


Początki rozszerzania diety u niemowlaka

Oczywiście najczęściej gotuję posiłki dla syna sama. W zasadzie w gotowaniu dla dziecka jest jedna trudność - znalezienie na to czasu. Gotuję na parze, bo mam do tego specjalny gar i jest to dla mnie wygodne rozwiązanie. Do tego podobno jest zdrowiej, więc tym lepiej. Warzywa w większości mam od mojej babci z ogródka lub po prostu kupuję u lokalnego sprzedawcy. Jeśli chodzi o mięso, to nie podaję dziecku kurczaka z wiadomych względów. Inne rodzaje mięs kupuję w lokalnym sklepie mięsnym, gdzie ekspedientki wiedzą, że to dla niemowlęcia i wybierają najładniejsze kawałki. Analogicznie postępuję z rybami. Porcjuję je i zamrażam. Nie zamrażam gotowych posiłków i jeśli gotuję, to na na bieżąco w porcjach na 2 dni. Taki mam system. Pewnie da się go jakoś usprawnić, ale póki co sprawdza się.


Igorowy podwieczorek
Kiedy zacząć rozszerzać dietę dziecka?

No właśnie, to kolejny dylemat, bo można znaleźć różne zalecenia. Kiedy mój syn kończył 4,5 miesiąca moja mama i babcia były zdziwione, że on jeszcze nie je stałych posiłków. Przybierał dobrze na wadze, jadł chętnie mleko (mm) i nie widziałam takiej potrzeby. Jednak im bliżej było 5 miesiąca, tym bardziej moje dziecko interesowało się jedzeniem i zaczęło być szybciej głodne. Postanowiłam więc spróbować i podać marchew na pierwszy ogień. Moim celem było zapoznanie Igora z nową konsystencją jedzenia i nowym smakiem. Byłam w szoku, że moje dziecko po zjedzeniu prawie połowy słoiczka lamentowało, że zabieram jedzenie. Bałam się reakcji alergicznej lub brzuszkowej, jednak niepotrzebnie. Rozszerzanie diety okazało się być w naszym przypadku zupełnie bezproblemowe - Igor jadł bardzo chętnie, nie reagował alergią ani dolegliwościami brzuszkowymi. Mogłam więc dość szybko wprowadzić jeden stały posiłek. U nas był to obiadek. 

Składniki na obiad dla Igora: cukinia, marchewka i ziemniak
Tabelki czy intuicja?

W pierwszym miesiącu rozszerzania diety mój syn jadł wyłącznie: marchew, dynię i ziemniaczki, a z owoców jabłko. Dopiero w drugim miesiącu zaczęłam dokładać nowe produkty. Nowe smaki podawałam albo jako osoby posiłek np brokuły na obiad lub łączyłam już z wcześniej wprowadzonym produktem. Po części korzystałam z tabel na stronach www, a w większości działałam intuicyjnie, a do tabel szybko przestałam zaglądać. Bo np. miałam z ogrodu babci jakieś warzywo lub owoce, więc podawałam je wcześniej. Po jakimś czasie rozszerzania diety wprowadziłam kolejny, stały posiłek - podwieczorek. Na podwieczorek zwykle Igor je owoce z kaszką, owsianką lub jogurtem naturalnym. Jedzenie obecnie podaję mu w papkach, ale z kawałkami i powoli podaję mu warzywa i owoce w całości. Między posiłkami czasem zjada chrupka kukurydzianego lub kawałek chleba. Popija wodę lub sok. Nie podaję mu słodyczy, czekolady, ani innych tego typu przekąsek, bo na takie przyjdzie jeszcze czas. Pewnie dla niektórych to przesada, dla innych normalność. Nie jestem eko-mamą i nie uważam, że jak chleb to tylko pieczony w domu, makaron również, a warzywa to tylko z domowej szklarni. Jednocześnie mam też świadomość tego, ile chemii pakowanej jest obecnie do żywności, więc jeśli czegoś mogę uniknąć, to po prostu omijam to w diecie dziecka.

Ot tyle całej filozofii. Jeśli interesują Was szczególnie jakieś aspekty rozszerzania diety, to chętnie opowiem jak my sobie z nimi radzimy. Będę czekała na pytania w komentarzach lub na FB.  Wkrótce może też pokuszę się o jakieś przykładowe przepisy na proste i szybkie dania dla dzieci.
Zaczyna się sezon urodzinowy dzieci urodzonych jesienią i zimą. Dotyczy to oczywiście również Igora, ale do tego wydarzenia mamy jeszcze kilka miesięcy. Tymczasem jedna z naszych, znajomych mam szuka inspiracji na urodziny dla swojej córeczki. Nie chce motywu przepełnionego różem, bo jej córeczka to łubuziara :) Dlatego szukamy czegoś innego. Mnie bardzo spodobał się motyw tęczy, bo jest kolorowy i jest dość uniwersalny. Bazą do dekoracji są oczywiście kolory, a wykorzystać można mnóstwo prostych elementów takich jak: balony, kolorowe pompony, małe piłeczki, wiatraczki, chmurki. Możliwości jest cała masa. Poniżej kilka inspiracji. Może któraś i Wam wpadnie w oko :)



Odkąd zostałam mamą wiele rzeczy zaczęło mnie zadziwiać. Dawniej pieluchy, karmienie piersią albo zarwane noce (no chyba, że na imprezy), to była czarna magia i abstrakcja. To wszystko się zmieniło. W ciąży zaczęłam czytać strony i blogi parentingowe. Pierwsze co mnie uderzyło, to infantylizm i rozdmuchiwanie błahych tematów, w zasadzie pierdół. Tzn. trafiałam na całą masę bzdur i bzdetów, choć oczywiście są miejsca świetne, które stale odwiedzam. No i urodził się Igor i to wszystko zaczęło dotyczyć bezpośrednio mnie. Odkryłam też nową kategorię kontrowersji - kontrowersje matek. Czego one dotyczą? Karmienia piersią, karmienia mm, karmienia słoikami, gotowania dziecku, spania z dzieckiem, spania bez dziecka. WTF?!