Wolę mieszkanie w mieście


Coraz częściej czytam o tym, jak bardzo niektórzy marzą o mieszkaniu za miastem, a najlepiej na wsi. Ja spróbowałam takiej wyprowadzki i po kilku latach z wielką radością wróciłam do betonowej dżungli. Teraz już wiem, że życie daleko od niej nie jest dla mnie.

Szum i zapach drzew o poranku, cisza i spokój - to chyba największe zalety mieszkania z dala od miejskiego zgiełku, który coraz częściej kojarzy się z korkami i smogiem. Za miastem życie jakby zwalnia, a widok z okna jest zawsze zielony. W moim odczuciu na tym jednak kończą się zalety mieszkania w takiej lokalizacji. 

Życie na wsi wiąże się bowiem z wieloma utrudnieniami, choć oczywiście wszystko zależy od tego jak zorganizowane jest życie rodziny i w jakiej odległości od miasta faktycznie żyjemy. Prawie przez 3 lata mieszkaliśmy w lesie. To była absolutnie piękna lokalizacja w otoczeniu drzew i wspaniałego ogrodu. W tym miejscu można się było zakochać od pierwszego wejrzenia - zieleń, bogata roślinność, śpiew ptaków, w domu kominek - czego chcieć więcej? 

kilka kadrów z naszego, starego ogrodu
Mankamentem była odległość od miasta, która na początku wcale nam nie przeszkadzała. Zakupy przecież można zrobić na zapas lub w pobliskim sklepie, a samochodem można obecnie dotrzeć wszędzie. To wszystko prawda, która po jakimś czasie stała się uwierająco niewygodna. Pierwsze minusy zaczęły pojawiać się, gdy byłam w ciąży. Do lekarza prowadzącego musiałam dojeżdżać ok 50 minut autem w jedną stronę. To niby nic takiego, ale z czasem stało się uciążliwe, a dotarcie na czas na wizytę w godzinach szczytu było prawie niemożliwe, chyba, że wyjechałam z dodatkowym zapasem czasowym i wtedy czas dojazdu wydłużał się nawet do 1,5 godziny. 

Coraz rzadziej odwiedzali nas też znajomi, a ja powoli przestałam się zachwycać pięknymi widokami, a zaczęłam tęsknić za szybkim wyjściem na kawę z koleżanką czy wieczornymi seansami w kinie, na które nie mieliśmy siły, bo przecież trzeba było dojechać. Kiedy urodził się nasz syn, zaczęliśmy walczyć z logistyką. 

Zakupy robiliśmy w dużych ilościach, ale i tak zawsze COŚ okazało się być potrzebne dopiero w domu. 

W promieniu 10 km nie było żadnej apteki całodobowej, a pobliskie sklepy oferowały tylko podstawowy asortyment. Kiedy, więc trzeba było wrócić po coś do miasta robiła się z tego kolejna wyprawa. 

Kiedy mąż wrócił do pracy, zaczęła doskwierać mi samotność. Wychodził z domu często, gdy było jeszcze ciemno i wracał późnym wieczorem. Praca, nadgodziny plus dojazdy, które zajmowały blisko 2,5 godziny dziennie zaczęły nas wykańczać. Ja miałam wrażenie, że jestem ciągle sama z dzieckiem, a mój mąż, że życie spędza za kółkiem. W weekendy chodziliśmy na długie spacery w otoczeniu drzew. Na tym jednak kończyły się atrakcje, które znajdowały się w okolicy. Nie ma tam bowiem infrastuktury, takiej jak choćby place zabaw. Kiedy nasz maluch podrósł, dziadkowie przyjeżdżali raz w tygodniu, byśmy mogli wyskoczyć na kolację czy na spotkanie ze znajomymi. Zwykle byli u nas jakieś 3 godziny, z czego 2 poświęcaliśmy na dojazd. Znów czas wolny spędzaliśmy głównie w aucie. 

W końcu po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw doszliśmy do wniosku, że musimy się przeprowadzić. Szukaliśmy idealnego mieszkania przez dłuższy czas (pisałam o tym np tutaj). Zależało nam na ogródku i dużym tarasie, bo przywykliśmy już do spędzania czasu na dworze. Chcieliśmy, by Igor miał, podobnie jak w poprzednim domu, swój rewir, gdzie będzie mógł się swobodnie bawić, grać w piłkę czy kąpać w basenie. Po kilku miesiącach poszukiwań udało się. 

ogródek i widok z nowego mieszkania
Znaleźliśmy mieszkanie z tarasem i ogródkiem. W pięknej, zielonej i spokojnej okolicy, gdzie o poranku słychać śpiew ptaków. Jednocześnie do centrum miasta możemy dojechać w ciągu 10 minut. W pobliżu znajdują się też linie tramwajowe i autobusowe, więc w przyszłości nasz syn będzie mógł wszędzie dojechać samodzielnie. 20 minut spacerem od naszego domu znajduje się park, a w nim plac zabaw, który odwiedzają kaczki. Nie tęsknię za mieszkaniem na wsi. Mąż z pracy wraca w kilkanaście minut, więc odzyskaliśmy wspólny czas. A na wieś możemy podjechać w każdej chwili, bo mieszkają tam dziadkowie. W tygodniu odwiedzają nas znajomi, korzystamy z eventów i pikników, organizowanych dla rodzin z dziećmi. Wreszcie żyjemy tak, jak lubimy, a na wieś wracamy, ale już tylko wtedy, gdy mamy na to ochotę.

 
 
kadry z naszego mieszkania i jego okolic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz