Mieszkaniowe absurdy, czyli nasze poszukiwania wymarzonego M

 
Wchodzisz do tego mieszkania i już wiesz. Będzie Twoje. Nie wiadomo skąd przychodzi to uczucie, ale nie masz żadnych wątpliwości - to jest Twoje wymarzone M. Jest idealne. Cieszysz się jak dziecko, ocierasz łzy z policzków - mieszkaniowa udręka właśnie się kończy.
 
Każdy, kto szukał mieszkania wie jakie to zajmujące i długotrwałe zajęcie. Dosłownie neverending story. To tak, jakby trzeba było całować miliony żab, żeby trafić na księcia. Po prostu okropność. Wiedziałam, że kiedy zaczniemy szukać naszego, wymarzonego mieszkania nie będzie łatwo. Wystarczyły dwa wymagania (z kosmosu) - ogródek i dobry dojazd do centrum. Ponadto mieszkanie miało mieć 3 pokoje, dużo światła i wygodny rozkład. Dlaczego wymania z kosmosu? Deweloperzy sprytnie postanowili opychać mieszkania na parterze dopisując do nich "ogródek", który w rzeczywistości najczęściej jest wąskim na 2 metry pasem trawnika doklejonego do miniaturowego tarasu. W praktyce wygląda to tak, że gdyby ktoś się mocno rozpędził i wybiegł z salonu na ten taras, to nie zdążyłby wyhamować przed ogrodzeniem i wypadłby z niego, tym bardziej, że płot sięga co najwyżej do kolan. No i widok z tego ogródka. Można pomyśleć, że fajnie byłoby gdyby taki był na zieleń. Ale w miejskiej rzeczywistości jedyne, co możesz widzieć z wysokości ogródka - to inny budynek i paczacze w nim mieszkający. Miałam wrażenie, że gdybyśmy zamieszkali w tym "aparatamencie", to zapewniliśmy sąsiadom truman show przez 24h na dobę. Nie dziękuję. Szukamy dalej.
 
Druga sprawa - okolica. Inwestycje były usytuowane albo przy tak ruchliwych drogach, że Mały Miś w przyszłości musiałby opanować do perfekcji slalom między autami i sprint przez jezdnię, by dostać się na jej drugą stronę. Albo trafialiśmy na bloczki lub "domki" na totalnym odludziu, gdzie aby dojść do najbliżej komunikacji Miś musiałby pokonać kilka kilometrów bagien i buszu. Tu niefajnie, a tam jeszcze gorzej.
 
Pomyślicie po co kupować u dewelopera jak są świetne mieszkania z rynku wtórnego? Pewnie, że są o ile tapeta w kwiatuszki bądź limonkowa kuchnia trafiają w Wasz gust, a wszystko oczywiście w zawrotnej, super korzystnej cenie ;) Nie dziękuję. Można też zdać się na pomoc pośrednika nieruchomości. To z kolei jest bardzo ciekawe doświadczenie, które pozwolę sobie dokładniej opisać. Ku przestrodze.  Zagadką jest dla mnie, to jak te firmy się utrzymują i dlaczego w ogóle istnieją na rynku. Z jedną z nich, w nadziei na oszczędność czasu i pomoc w sylekcjonowaniu ofert z rynku, umówiłam się nawet na spotkanie. Powiedzmy, że jest to znana i duża sieciówka na M. Najpierw konsultantka na infolinii zebrała ode mnie informacje, cierpliwie odpowiadałam na wszystkie pytania, zaznaczyłam które mieszkania mnie interesują i wg jakich kryteriów mają szukać innych propozycji. Poszłam na spotkanie. I co? Najpierw czekałam na konsultanta 15 minut, aż wreszcie spóźniony dotarł na spotkanie. W końcu korki są w mieście, prawda? Byłam już odrobinę wkurzona, ale liczyłam, że spóźnialski pan przedstawi mi genialne oferty. Jakież było moje zdziwienie, gdy walczący z korkami konsultant usiadł przede mną z kartką papieru i zaczął zadawać mi pytania - na które wcześniej odpowiadałam już przez infolinię. Przez moment myślałam, że ktoś mnie wkręca.

Z każdym kolejnym, durnym pytaniem moje ciśnienie rosło. Apogeum osiągnęło, gdy spóźnialski podsunął mi pod nos umowę do podpisu i oświadczył, że jego agencja jest taka super i nie weźmie ode mnie prowizji. Absurd sięgnął zenitu. Stwierdziłam, że to, co on próbuje mi "sprzedać" jako dar od losu, to chyba zupełnie normalny stan rzeczy. Bo nie bierze się wynagrodzenia 2 razy za tę samą usługę. W końcu to jego klient wystawił nieruchomość do sprzedaży i korzysta z jego usług.  Mało tego, miałabym podpisywać świstek, który zobowiązałby mnie do zakupu mieszkania za ich pośrednictwem. Musiałam dość mocno się hamować, by nie zmieść spóźnialskiego z powierzchni ziemi. W moich myślach każda jego część ciała fruwała już po ścianach. Zwyciężyła jednak kultura i opuściłam ten przybytek głupoty z godnością i złożyłam oficjalne zażalenie - inaczej nazywane wylaniem żali na fanpejdżu.
 
Ale to nie koniec. Największym absurdem jest skuteczność działania tej agencji. Po tygodniu otrzymałam od nich 3 oferty. Niby dużo o ile, każde z tych mieszkań nadawałoby się choćby do obejrzenia. Niestety. Żadne z nich nie spełniało moich wymagań. To były jakieś relikty z epoki Gierka, gdzie najpiękniejszą ozdobę salonu stanowiła stara meblościanka. Nie, dziękuję. Najwidoczniej spóźnialski nie tylko nie potrafi szanować czasu klienta, ale nawet nie umie słuchać ze zrozumieniem.
 
Kiedy byliśmy już prawie na skraju rozpaczy i załamania nerwowego, pojechaliśmy obejrzeć jeszcze jedną, małą inwestycję. Podobno miały tam być mieszkania z ogródkami, ale takimi prawdziwymi. Dojechaliśmy na miejsce, wysiedliśmy z auta i usłyszeliśmy śpiew ptaków. Szok. Nie wyjechaliśmy z miasta, a wokół mnóstwo zieleni. Zobaczyliśmy ładny, średniej wielkości budynek wykończony betonem architektonicznym, drewnem i szkłem. Weszliśmy do mieszkania, do przestronnego salonu. Pierwsze co zobaczyliśmy to piękny widok - wielkie okna tarasowe, a za nimi zieleń. Duży taras i mały, ale normalny ogródek. Do centrum można dojechać komunikacją miejską w kilkanaście minut. Autem jeszcze krócej. To było to! Niewiarygodne. Udało się!
 
Nawet nie musiałam pytać męża, bo widziałam że myśli dokładnie tak samo. Ze szczęścia myślałam, że się popłaczę, ale przecież nie można pokazywać zadowolenia, bo wiadomo - cena. Chcieliśmy mieć to mieszkanie. Jeszcze wtedy, gdy widzieliśmy je pierwszy raz nie wierzyliśmy, że będzie nasze. Ale koniec końców, tak miało być i tam właśnie będziemy mieszkać.
 
Fanfary. To koniec naszej udręki mieszkaniowej. Niby możemy odtańczyć lambadę zwycięstwa, ale.... czeka nas wykańczanie mieszkania. Zatem - taaaadam! Wyścig już się zaczął. Kto pierwszy kogo wykończy - my mieszkanie, czy ono nas.

Trzymajcie kciuki :)

17 komentarzy:

  1. Trzymam kciuki za wykończenie no i żeby ten widok za oknem sie nie zmienił, bo na nowych osiedlach niestety to częste :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Na szczęście to nie jest nowe osiedle, tylko jeden nowy budynek na osiedlu domków. Widok mamy na ogród sąsiedniego domu, dwie działki obok mają prawo do zabudowy w 20%, więc dalej będzie zielono, nawet jeśli powstaną nowe budynki.

      Usuń
  2. Cieszę się razem z Wami. Mam nadzieje, że szybko uporacie się z remontem i wprowadzicie się jeszcze szybciej do nowego lokum

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj dzięki :) Przydadzą się kciuki, bo szczegółów do zaplanowania jest milion.

      Usuń
  3. za mną dopiero 2 dni szukania mieszkania - choć nie - nazwę to "badaniem rynku". najlepsze jest to, że większość ofert interesujących jest nieaktualna - kocham te zagrywki biur ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie - oferta, która mnie zainteresowała i na którą biuro mnie "złapało" ostatecznie okazała się być nieaktualna.

      Usuń
  4. Trzymam kciuki i czekam na jakieś zdjęcia już wykończonych wnętrz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) zdjęcia na pewno będą za jakiś czas :)

      Usuń
  5. Ja znalazłam ogłoszenie- mieszkanie o jakim marzyliśmy- 3 pokoje, pierwsze piętro i cena całkiem spoko. Umówiliśmy się żeby obejrzeć.Pojawił się stres...ciekawe jak będzie w rzeczywistości...zdjęcia ładne. Wybiła godzina zero wchodzimy- w mieszkaniu spędzamy 5 minut i już wiemy, że je kupimy. Oczywiście jeszcze nie wszystko jest tak jak sobie marzę- powoli zmieniamy wystrój ale nie od razu Kraków zbudowali :) Powodzenia Wam życzę:) Nie wykończycie się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się wie od razu, jak z sukienką ślubną ;) również trzymam kciuki za Wasze wykańczanie mieszkania :)

      Usuń
  6. My szukaliśmy mieszkania prawie rok... a i tak szukaliśmy czegoś przejściowego, bo docelowo chcemy się budować. A pośrednicy to masakra... chociaż stwierdzam, że ostatnio obsługa klienta leży i woła o pomstę do nieba we wszystkich branżach :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Docelowo też myślimy o domu, ale nie wiem kiedy to nastąpi, więc mieszkanie musiało spełniać określone wymagania. Na szczęście się udało i jak się okazuje wcale nie trwało to aż tak długo. Trzymam kciuki za Waszą budowę :)

      Usuń
  7. Gratuluję! Sama mam już kilka takich przygód na koncie i wiem, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Nasze obecne mieszkanie urzekło mnie świerkami za oknem w kuchni i choć nie ma balkonu, to mam mnóstwo zieleni za oknem i to w dodatku przez cały rok ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzymam kciuki i czekam na zdjęcia gotowego mieszkanka.

    OdpowiedzUsuń
  9. My co prawda szukaliśmy tylko mieszkania do wynajęcia, ale też lekko nie było :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cieszę się, że Ci się udało. My rozglądamy się od lutego, teraz zaczęliśmy dopiero jeździć po jakiś konkretnych miejscach i niestety, to, co zazwyczaj zastajemy na miejscu, a to, co jest na zdjęciach w Internecie, to dwa odległe światy. Oglądamy jakieś rudery, które przez pośrednika są zachwalane jako: 'wystarczy odmalować i do wprowadzenia!'. Czasem uczucie beznadziei sięga zenitu. Dobrze że są historie takie jak Wasza, które pokazują, że można znaleźć swoje wymarzone mieszkanie :) Wymagania mamy bardzo podobne, chcielibyśmy jednak 4 pokoje, bo nie wyobrażamy sobie, by dorastające dzieci musiały się gnieździć w jednym, wspólnym. Może i nam się uda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My dość szybko porzuciliśmy rynek wtórny właśnie z podobnego powodu, ale szukać warto, bo zdarzają się perełki :) Trzymam kciuki!

      Usuń