Najwięksi znawcy dzieci nie mają
Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że o dzieciach najwięcej wiedzą Ci, którzy ich nie mają. Oni wiedzą najlepiej jak dzieci wychowywać, czym je karmić, oni znają receptę na złe spanie i złe zachowanie. Ba! Oni nawet wiedzą jakie są WSZYSTKIE dzieci. Och jak dobrze, że są tacy eksperci. Inaczej rodzic błądziłby jak ślepiec we mgle niewiedzy.
Ostatnio miałam okazję rozmawiać z całkiem fajną babką. Nie ma dzieci, ale jest aktywna, ma fajny zawód. Gadamy o wyjazdach, podróżach, aż nagle temat zszedł na macierzyństwo i się zaczęło....
- Jako matka 15 miesięcznego dziecka postanowiłam olać temat i uznałam, że motyką muru i tak nie zburzę, więc nie ma sensu wdawać się w dyskusję na temat tego, jak potworne są polskie dzieci. Po prostu zachowałam się jak budda. I przemilczałam temat. Nie mam za złe, że ta Pani ma taką opinię. Po prostu nie ma pojęcia o temacie i tyle. Po prostu działa na zasadzie "nie wiem, ale się wypowiem".
W Maroko rodziny i dzieci są wyluzowane, w spokoju jeżdżą komunikacją miejską, a u nas (i tutaj zaczęła się cała litania) wszystkie dzieci się drą, są wściekłe, mają ADHD, a w samolocie to się nie da z nimi wytrzymać. Po prostu okropność
- Jako matka 15 miesięcznego dziecka postanowiłam olać temat i uznałam, że motyką muru i tak nie zburzę, więc nie ma sensu wdawać się w dyskusję na temat tego, jak potworne są polskie dzieci. Po prostu zachowałam się jak budda. I przemilczałam temat. Nie mam za złe, że ta Pani ma taką opinię. Po prostu nie ma pojęcia o temacie i tyle. Po prostu działa na zasadzie "nie wiem, ale się wypowiem".
Z resztą pamiętam, że kiedyś, gdy jeszcze nawet nie wyobrażałam sobie siebie, jako matki też miałam wyrobione opinie o dzieciach. Byłam przekonana, że przebywanie z nimi to mordęga i nuda. Byłam przekonana, że dziecięcy płacz w sklepie czy samolocie jest spowodowany nieudolnością i bezradnością rodziców. Kiedy jakieś dziecko zaczynało dokazywać np w restauracji, to byłam przekonana, że to niewychowany i krnąbrny potworek, któremu rodzice pozwalają na dokładnie wszystko. Nie wiedziałam jak można w ogóle chcieć mieć dziecko, skoro to takie rozwrzeszczane stwory.
Kiedy widziałam mieszkanie kogoś, kto ma dzieci i bałagan w nim panujący nie wiedziałam jak można w ten sposób żyć. Jak w ogóle można dopuścić do takiego bajzlu. Aż sama zostałam matką.
Teraz wiem, że moje zwykle spokojne i zadowolone dziecko może miewać gorsze dni - bo się nie wyśpi albo będzie zmęczone. I cóż, może wtedy marudzić np w sklepie. Mimo, że 99% czasu cieszy się dokładnie ze wszystkiego, to akurat wtedy będzie na 'nie' i nie ma to nic wspólnego z rozpieszczeniem czy wymuszaniem. A w sali zabaw jak się nakręci z innymi dziećmi, to zacznie wrzeszczeć, mimo że w domu raczej tego nie robi. Teraz wiem, że w mieszkaniu może być tak, jak po przejściu tornada - bo bawi się w nim dziecko. Kiedy np robię dla nas śniadanie, to Igor znajduje sobie różne zajęcia - np przymierza własne buty, które zdejmuje z szafek. Później bierze kurtkę. Kiedy znudzi mu się ubieranie wywlecze na środek salonu jeździk, w który zaraz rzuci piłką. Pobawi się klockami, książkami, aż siadamy do śniadania. Efekt jest taki, że faktycznie wokół nas przestrzeń wygląda jak po przejściu huraganu. Ale to też etap przejściowy. Za chwilę ogarniam bajzel i jest ok. A potem? Przychodzi tornado zwane Igorson... I jest jak jest.
Łatwo jest oceniać dzieci, szczególnie gdy nie ma się o nich pojęcia. Łatwo jest osądzać rodziców, gdy samemu na co dzień nie ma się styczności z wychowaniem maluchów. Owszem każdy ma prawo do własnej opinii, ale czasem po prostu warto zachować ją dla siebie.
Ostatnio spotkałam się z podobną sytuacją tylko, że to ja zostałam sprowadzona na ziemię bo jestem mamą roczniaka i nie mam prawa się wypowiadać na temat zachowania dwulatka. Powiedziałam tylko, że moje dziecko na pewno nigdy nie dostanie klapsa w dupę, ani nawet po łapach, a spotkałam się z odzewem typu "póki co masz roczniaka, który siedzi grzecznie we wózku, nie wymusza, nie dostaje szału jak mu się czegoś zabrania itd. jak mój miał rok też tak mówiłam" Oczywiście się z tym nie zgadzam, ale argument mnie pokonał i nie zamierzałam dłużej sprzedawać moich rad i mądrości jak można uniknąć klapsa w końcu nie mam jeszcze dwulatka.
OdpowiedzUsuńMyślę, że w tej sytuacji, to nie Ty powinnaś być "sprowadzana" na ziemię ;)
Usuńaż trudno napisać coś więcej więc... AMEN!
OdpowiedzUsuńpiąteczka ;)
UsuńJa nie osądzam innych rodziców. To ich sprawa jak wychowują swoje dzieci i tego samego wymagam od innych.
OdpowiedzUsuńTak byłoby idealnie :)
UsuńAmen.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa! Pamiętam jak patrzyłam zabójczym wzrokiem na rodziców krzyczących dzieci. Myślałam, że są nie wychowane, a rodzice nie mają do nich podejścia. Teraz wiem, że każde dziecko ma gorsze i lepsze dni. Czasami krzyczy, czasami płacze, a czasami się śmieje na cały głos. Też zdarzyło mi się stać w kolejce po chleb, a moje dziecko nie chciało się uspokoić. I co wyjść bez chleba, czy wytrzymać krzyk i wzrok innych kupujących, ale mieć śniadanie?
OdpowiedzUsuńWybrałabym opcję - olać wzrok innych i robić swoje;)
UsuńJa też należałam do grona: nie mam dzieci, ale wiem wszystko na temat ich wychowania. A teraz wiem, że przebywanie z dzieckiem w domu to wielka frajda i radość. I jedyne co łączy wszystkie dzieci, to to że każde może mieć gorszy dzień :)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak :)
UsuńTakże mam wrażenie, że najlepsze metody wychowawcze znają ci, którzy dzieci nie mają. Najwięcej o karmieniu piersią wiedzą te mamy, które nigdy nie karmiły (znam takie, absolutne zwolenniczki "TRZEBA", "MUSISZ" -A ile Ty karmiłaś? "Wiesz, ani dnia, bo..." i tu wymówka taka, że szczeka opada). Cóż musimy to wszystko przeżyć i nauczyć się nie denerwować, tu wpuścić tam wypuścić
OdpowiedzUsuńNic chyba nie przebije komentarzy bezdzietnego faceta odnośnie tego czy ja karmię czy nie karmię piersią. Szkoda czasu na takich ludzi ;)
UsuńTo jest chyba najbardziej denerwująca rzecz, ktoś sie nie zna a wypowiada eh.. bywa : P
OdpowiedzUsuńZnam to znam :) i drażni mnie jak ktoś kto nie ma dzieci wypowiada sie jak matka ma wychowywać lub zwracać uwagę. Dzieci są tylko dziećmi i mają prawo płakać, śmiać się w głos czy robić bałagan. Taka kobieta kiedy zostanie mamą poczuje to na własnej skórze :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie - dzieci mają prawo do różnych zachowań :)
UsuńTak jest chyba w każdej dziedzinie życia, że wypowiedzieć się najłatwiej jest tym, którzy o temacie nie mają zielonego pojęcia. Chyba sama taka byłam kiedyś - zwłaszcza w kwestii dzieci. Mnie po prostu dzieciaki kiedyś niemiłosiernie wkurzały:) A teraz - jak patrzę na swój skarb tak nie wiem jak mozna się wkurzać na jakiekolwiek dziecko:)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że to się najczęściej zdarza w przypadku dzieci i sportu ;)
UsuńPamiętam jak jakiś czas temu przyjechał do mnie kuzyn z żoną (ona w 7mc ciąży). Po tej wizycie żona kuzyna stwierdziła, że nasze mieszkanie jest zagracone i panuje w nim chaos (pomijam szczegół, że u mnie zabawki nie walają się po podłodze no i oczywiście ze względu na gości było posprzątane). Jakieś pół roku później moi rodzice mieli okazję odwiedzić kuzyna i jego małżonkę oraz ich już narodzonego synka w ich własnym nowiuteńkim mieszkaniu. Mama opowiadała, że po mieszkaniu walały się nawet brudne pieluchy (a wiedzieli, że będą mieli gości). Absolutnie nie interesują mnie opinie ludzi, którzy nie mają dzieci bo jak się okazuje zaraz po tym jak sami staną się rodzicami tracą tą swoją ogromną wiedzę na temat wychowania, opieki i porządków :)
OdpowiedzUsuńCóż... życie weryfikuje wszystko ;)
UsuńCiąglę uczę się olewać wszystkich znawców, z różnym skutkiem póki co. Ale muszę przyznać, że mnie jednak bardziej irytują kobiety które mają małe dzieci, niedawno zostały matkami lub takie które maja troszkę starsze od mojego i wszystko wiedzą najlepiej, to jak one robią lub robiły jak ich dzieci były w wieku mojego jest najwłaściwsze. Naczytają się Googla i będą nieść kaganek oświaty nam nędznym matkom co to dopiero z piwnicy do ludzi wyszły. Ludzie pojąć nie mogą, że każde dziecko jest inne, choć potrzeby mają te same, to preferują inne sposoby ich zaspokajania. Zresztą tak smao jest zmatkami, każda robi po swojemu, tak jak jej samej i jej dziecku jest wygodnie.
OdpowiedzUsuńLepiej się tego ująć nie dało! Piąteczka :)
UsuńSłuchanie niektórych komentarzy to isnty trening osobowości :D Ja zawsze staram się zachować spokój i miło urwać wątek, bo wychodzę z takiego samego założenia - taka dyskusja jest jałowa, bo każdy ma swoje racje i argumenty.
OdpowiedzUsuńDokładnie - trening mistrza Zen :)
UsuńTaaa...ja pamiętam doskonale jak oceniała mnie moja siostra, kiedy miałam 1,5roczne dziecko, a z drugim byłam w ciąży :) Teraz ona ma na stanie syna, który zrobił w jej życiu demolkę i pewne "madrości" już nie są takie mądre :) Masz rację - trzeba być jak Budda :)
OdpowiedzUsuńMistrz Zen i Budda w jednym - to moja rada ;)
UsuńHmm.. ja mam chyba odwrotnie.. Nie mam jeszcze dzieci, ale bardzo uważam, żeby nie oceniać matek. Czasem mam wrażenie, że do przesady trudno mi wyrazić moje zdanie, żeby kogoś nie urazić. Ale z drugiej strony wolę taka przesadę. :)
OdpowiedzUsuńMimo tego, że nie mam dzieci, a może dzięki temu, bardzo wyrozumiale podchodzę do maluchów w sklepach, restauracjach czy w MPK. Dzieci są tak różne i sytuacje też, że nie ma co generalizować i zrzucać winę na rodziców za płaczące dziecko.
To super:) Fajnie,że są osoby, które starają się zrozumieć sytuację, która czasem nie bywa łatwa i oczywista :)
UsuńŚwięta prawda, że najłatwiej jest oceniać i wypowiadać się na każdy temat, nawet na ten o którym nie mamy pojęcia. Często jest przecież tak, że nie znamy całego obrazka, nie wiemy co wydarzyło się chwilę wcześniej... wiele osób tak papla i sami nie zdają sobie sprawy z tego jakie głupoty wygadują.
OdpowiedzUsuńPatrząc przez pryzmat swojej własnej osoby, doszłam do wniosku, że najwięcej o wychowaniu dziecka miałam do powiedzenia między 15-17 rokiem życia, kiedy to bachory były zwyczajnie niewychowane. A potem boleśnie zderzyłam się z rzeczywistością rodzicielską...
OdpowiedzUsuń