Matka na rozmowie o pracę


Jesteś na macierzyńskim i zastanawiasz się co dalej. Wysyłasz CV i w końcu dostajesz upragniony telefon. Udało się! Idziesz na rozmowę o pracę. Lepiej dobrze się do niej przygotuj, by odpowiadać na pytania z rozwagą i nie śmiać się głupkowato pod nosem. Wszak w pracy powitasz nowe życie, a pożegnasz stare. Tutaj nie ma się z czego śmiać.

Na macierzyńskim nie byłam jeszcze pewna co będę robić. Miałam już całkiem fajne perspektywy na biznes. Jednak ułuda bezpieczeństwa na etacie kusiła. No i ostatecznie po ostrej selekcji wytypowałam dwie oferty pracy i poszłam na dwie rozmowy o pracę. Jesteście ciekawi jak było?

Pierwsze spotkanie odbyło się w firmie, którą znałam od dość dawna i w której wydawało mi się, że fajnie byłoby pracować. Na tę rozmowę zostałam wyrwana trochę z marszu. Okazało się, że pilnie poszukiwana jest osoba na stanowisko, które bardzo mi pasowało. Postanowiłam, że spróbuję. Pójdę, zaprezentuję się, poznam firmę i zobaczymy co z tego wyniknie. Sama rozmowa trwała 1,5 h. Przebiegała dość typowo - tzn opowiadałam o moim doświadczeniu zawodowym, sukcesach, celach itd. Rekruterka opowiadała mi o firmie i o jej wielkich zaletach. Przyznam, że taka rozmowa zawsze przypomina mi grę, w której każda ze stron odrobinę nagina rzeczywistość. Dla przykładu kiedy padło pytanie 

- Na ile jesteś dyspozycyjna? - 

co w domyśle oznacza - Będą nadgodziny, wyjazdy służbowe, czasem projekty dopinamy do nocy, a Ty masz dziecko - W myślach szybko przeliczyłam 8h pracy + 2h na dojazd = 10h poza domem + nadgodziny =? Bo dyspozycyjność musi być oczywiście bardziej pełna niż pełen etat - no w końcu taka specyfika zawodu. Tylko problem tkwi w tym, że jednak pracuję po to, by fajnie żyć. Nie po to, by życie spędzać w pracy. Mimo wszystko z uśmiechem odpowiadam - Jestem w pełni dyspozycyjna. - przecież chcę tę robotę.

Co z pytaniem o umiejętności? Przecież w pracy umiem spinać kilka projektów na raz, ale ogarnianie hardcoru w domu, to już inny, wyższy level. W sumie to mam super moce, ale na rozmowie o pracę, to ma niewielkie znaczenie. Liczą się efekty. A ja co? Rok spędziłam z synem - fakt jakieś projekty wtedy realizowałam, ale czym jest taka aktywność w obliczu prawdziwych wyzwań na etacie?

Najlepsza jest jednak część, gdy rekruter przekonuje kandydata o wspaniałości firmy, do której miał zaszczyt przyjść na rozmowę. Jakie są najlepsze benefity? Imprezy i wyjazdy integracyjne! A jak! O tym marzę, by wolny weekend albo wieczór spędzać integrując się ze współpracownikami. Chcę, by mój wolny czas organizował mi ktoś z góry. Yay! Przecież nie muszę widzieć moich bliskich - projekty po godzinach, wyjazdy integracyjne... Cóż, dobrze, że są mmsy i snapchat, to chociaż zdjęcia syna mi czasem niania podeśle. 

W drugiej firmie za największe "wow", które firma oferuje uznano Iphone'a(!). Tak! Smarfton z jabłkiem ma być tym wabikiem, dla którego praca w tym miejscu jest super. Wymiar godzin? Nielimitowany, bo to praca w tzw socjalach, a je trzeba monitorować w zasadzie non stop.

Największy absurd to jednak rozmowa o wynagrodzeniu - w opinii kandydata zawsze stawka będzie za niska, w opinii rekrutera za wysoka. O ile łatwiej i krócej byłoby ten temat poruszyć na początku rozmowy?

Ostatecznie obie firmy są fajne, nawet bardzo. Ale jednak etat u nich mnie nie skusił. Wolałam pójść na swoje. Postanowiłam sama wyznaczać sobie godziny pracy, wynagrodzenie mnie satysfakcjonuje. Projekty rozwijają. Z szefem się dogaduję i co najważniejsze nie spędzam całego mojego dnia w pracy. Jedyna wada - pracę zabieram nawet na urlop, ale taka praca to czysta przyjemność i w zasadzie nie zakłóca ona zbytnio wypoczynku. No i nie ma wyjazdów integracyjnych. Choć ten smartfon przynajmniej jest na pocieszenie:)

A jak jest/było u Was? Rozmowy przebiegały pomyślnie? :)





10 komentarzy:

  1. hahaha. Uśmiałam się, bo takie rozmowy przeprowadzam częściej z tej drugiej strony, i mi właśnie zawsze głupio gdy kuszę takimi bajerami jak iphone czy imprezy. Choć ja dorzucam jeszcze morze i alpy w okolicy bo rekrutuję głównie ludzi z zagranicy. I wiesz co? Dla wielu jest to argument przekonujący, aż mnie to śmieszy ;) Jak zwykle zazdroszczę Twojej sytuacji i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Alpy - powiedzmy, że argument jeszcze w miarę :) Ale iPhone? haha Jeszcze kilka lat temu pamiętam, że "kusili" Blackberry ;) Ja Tobie gratuluję decyzji i trzymam wielkie kciuki, by się układało tak jak sobie wymarzysz:)

      Usuń
  2. jeszcze na żadnej nie byłam bo i nie szukam na siłe. Starałam się o pracę w naszej bibliotece, ale nie doszłam nawet do etapu rozmowy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoojnie, czasem na rozmowę trzeba trochę poczekać. Trzymam kciuki :)

      Usuń
  3. Poszłam śladem mojego męża "na swoje". Cenię sobie niezależność. W ten sposób nie muszę się przed nikim tłumaczyć jak mam chore dziecko i potrzebuję zostać w domu. Ani planować urlopu kilka miesięcy do przodu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli widzę, że pracujemy w podobny sposób :) Też cenię sobie niezależność - sama planuję sobie pracę, urlopy i nikt mi czasu wolnego nie organizuje :)

      Usuń
  4. Czekam na taką rozmowę...z utęsknieniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie trzymam kciuki, by się odbyła jak najszybciej

      Usuń
  5. Ja na razie nie szukam pracy. Próbujemy życia z jednego etatu, K. dostał podwyżkę. Wierzymy, że damy rade :)
    A te pytania są żenujące :D w szczególności to z pensja...

    OdpowiedzUsuń