Mieszkanie za miastem z dzieckiem - zalety i wady



Nie wiem czy wiecie, ale mieszkamy za miastem. Nasze lokum to idealne miejsce dla każdego, kto marzy o sielskim domku wśród zieleni. Z dala od centrum - jego zgiełku i pędu. Świetne miejsce do wychowywania dziecka? Niekoniecznie. Wady oczywiście też są.

Piękna okolica i mnóstwo zieleni

Na wstępie zacznę od pozytywów. Po pierwsze mieszkamy w pięknym otoczeniu. Przez okno nie wyglądam na sąsiedni blok, ale widzę urzekający leśny pejzaż. Nie słucham też jeżdżących tramwajów ani aut, ale śpiewu ptaków. Latem jest zielono, a zimą (choć nie zawsze) drzewa oprószone są śniegiem. Kiedy w kominku pali się ogień i Igor bawi się na dywanie jest wspaniale. Miejsca do spacerów mamy mnóstwo. No i powietrze jest zupełnie inne niż w mieście. Jest zdrowo i rześko. Często po dłuższym spacerze w lesie czuję się lekko "pijana" od tlenu i olejków, które wydzielają drzewa. Igor często zasypia w trakcie naszych przechadzek. No i nie muszę taszczyć nigdzie wózka ani wchodzić z nim po wysokich schodach.

Widoki z naszych spacerów
Kiedy nie mam siły lub chęci na spacer mogę po prostu wyjść z dzieckiem do ogrodu i tam spędzać czas na świeżym powietrzu. Jest miejsce na basenik, piaskownicę i inne super atrakcje ogrodowe. Życie też toczy się tu wolniej, nie muszę w biegu przechodzić przez ulicę i podczas spaceru nie mijają mnie miliony aut. 

Wolność

Sąsiedzi są stosunkowo oddaleni od siebie, więc bez przeszkód można grillować czy po prostu bawić się do późna. Są raczej małe szanse na to, że ktoś naśle na nas policję, bo zakłócamy ciszę nocną.

Izolacja


Do tego, przepełnionego tęczą obrazka muszę jednak dodać odrobinę dziegciu. Otóż byłoby idealnie, ale.... dziecko rośnie i mieszkanie za miastem ma w związku z tym wady. Poza spacerami w pięknym otoczeniu, dziecko potrzebuje przecież kontaktu z innymi dziećmi. A w leśnym otoczeniu może się socjalizować, ale wyłącznie z drzewami. Być może dzięki temu w przyszłości mój syn będzie tworzył zapierające dech w piersiach opisy przyrody. Ale chyba wolę żeby po prostu miał kontakt z ludźmi, niż został następcą Mickiewicza.  
Bywa tak, że przez 1,5 godziny naszego, sielankowego spacerku nie spotykam nawet jednego przechodnia. Wtedy mam wrażenie, że mieszkam w Silent Hill, a nasza okolica została skażona radioaktywnie, dlatego wszyscy zabrali swoje Suvy i uciekli.

Mam też wrażenie, że ludzie zamykają się w domach. Co z tego, że każdy w ogrodzie ma plac zabaw, skoro brakuje tego, najważniejszego - wspólnego, gdzie codziennie dzieci bawiłyby się wspólnie, a matki/rodzice/opiekunowie mogliby porozmawiać? Mogę stworzyć przydomowy plac zabaw marzeń, ale on nigdy nie będzie tym najfajniejszym. 


Wszędzie daleko

Oczywiście to nie problem, bo do miasta nie jest wcale AŻ tak daleko i wszędzie można dojechać. Oczywiście samochodem, bo transport podmiejski mocno kuleje. Zatem możemy, a raczej musimy dojeżdżać wszędzie. Ja prowadzę, a moje dziecko spędza czas na tylnej kanapie auta w swoim foteliku - fajne? Może raz na jakiś czas, ale nie na co dzień. Na dłuższą metę to nie tylko męczące, ale też po prostu kosztowne, bo po wszystko trzeba jeździć. Zakupy w lokalnym sklepie oczywiście można zrobić, ale są tam tylko podstawowe produkty i jest drożej.

Wożenie i odwożenie

Póki dzieci są maleńkie wiele wad można przekuć w zalety - kreatywne zabawy na świeżym powietrzu. Kontakt z naturą. To wszystko jest ważne. Oczywiście nie ma u nas żłobka, przedszkola, klubiku malucha ani sal zabaw. To nie jest największy problem, bo prawdziwe schody zaczną się później, gdy dziecko zacznie chodzić do szkoły. Ma iść do małej, podmiejskiej placówki czy tej, położonej w mieście? Jeśli wybierzemy drugą opcję znów będzie trzeba... dojeżdżać - do szkoły, na zajęcia dodatkowe, do kolegów, ze szkoły i tak w kółko.

Dojazdy do pracy to również pożeracz czasu i pieniędzy. Z resztą po pewnym czasie długie trasy przez całe miasto zaczynają męczyć. Załatwienie codziennych spraw z dzieckiem, to również wyprawa. Nie zrobisz przecież zakupów przy okazji spacerów z wózkiem. Musisz spakować latorośl i dojechać do celu. Jeśli uda Ci się kupić wszystko to super - misja wykonana! Gorzej jeśli czegoś zapomnisz. O zgrozo ile razy nam się to przytrafiło. Na szczęście są sklepy on-line i wyrobiliśmy się już z przygotowywaniem listy zakupów :)

Wiem, że mieszkanie w centrum nie jest dla nas. Męczą mnie tłumy w galeriach handlowych, korki, walka o miejsca parkingowe i zapach spalin. Mam już pewne przyzwyczajenia. Nie potrafiłabym odnaleźć się w betonowej przestrzeni. Jednak można mieszkać w granicach miasta, wśród zieleni i korzystać z infrastruktury i bliskości miejskiego życia. Wyprowadzka z dala od miasta może być spełnieniem marzeń, ale z pewnością nie jest dla każdego.


źródło zdjęć: pixabay (licencja CC)

4 komentarze:

  1. Też mieszkam pod miastem. Niestety przy drodze, dlatego ja mam widok na jeżdżące auta - na szczęście nie często, ale jednak. Ale za domem juz rozpościera się piękna łąka, dalej las, pasące się jelonki? sarenki? jest super. Do centrum miasta mam 4 km, więc nawet spacerem da się dojść, najbliższa biedronka jest 1,5 km dalej, na szczęście za zakrentem i jej nie widzę, więc i na zakupy można podejść :)
    Uwielbiam to że mam ogród, uwielbiam to że mogę robić w moim domu to na co mam ochotę, w tym używanie wiertarki o 1 w nocy. Uwielbiam nie słuchanie w łazience spłukiwania sąsiadów, uwielbiam pranie na świeżym powietrzu i leżenie na leżaku pod orzechem. Mieszkałam w bloku większość życia, teraz osiedliśmy z mężem w swoim domu i nie zamieniłabym się za nic. Choć swój dom to wieczna inwestycja i zawsze jest coś do zroibnia/poprawienia to NIE nie zamienię się :) My plac zabaw wspólny mamy przy remizie strażackiej, jest kawałek i pewnie nie puszczę tam Alicji samej, ale jest :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nam kiedyś jelonki biegały pod domem prawie :) To są uroki, których nie ma nigdzie indziej. My akurat mamy spory kawałek do miasta, szczególnie mój mąż, który musi najpierw dojechać do miasta, a później przebić się na drugi koniec do pracy. A to codziennie pochłania spokojnie ponad 2 godziny :/ Dla mnie bolączką jest właśnie długie dojeżdżanie i brak infrastruktury, czyli właśnie tego placu zabaw. Choć może kiedyś powstanie :)

      Usuń
  2. Ja mieszkam również pod łodzią. Fajnie, że jest gdzie wyjść na spacer, że cisza, że spokój, pies ma gdzie się wybiegać. Ale pamiętam, że dojazd do pracy to tragedia. Zresztą jak mam jechać do centrum coś załatwić to na samą myśl mam dosyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O no proszę :) No właśnie jazda w centrum to ostatnio masakra u nas, ale mam nadzieję, że po wszystkim zmianach i modernizacjach wyjdzie nam to na dobre :)

      Usuń