Frustracja


Czasem mam wrażenie, że w sieci istnieją dwa rodzaje macierzyństwa. Pierwszy to ten idealny. Piękna mama, zawsze wyspana i uśmiechnięta z pięknymi dziećmi. Wszystko oczywiście uwiecznione na super pięknych zdjęciach w stylowych wnętrzach. Oczywiście minimalistycznych, nie pstrokatych. Nie ma tam dzieciowych wzorów. Nie ma Kubusia Puchatka, bo jest za kolorowy i za bardzo wali po oczach. Jest szary domek dla lalek. I drewniany domek bez ścian dla dziecka - bo to go uczy kreatywności, a kolorowe zabawki ją zabijają. Albo indiański namiot z patyków. To jest mądre i świadome macierzyństwo. Nie takie bezmyślne i pstrokate jak kiedyś. Tam nie ma złości i frustracji.

Drugi obraz to ten brzydki. Matka niewyspana i narzekająca. Jej manifest to zdjęcie o poranku bez make upu po nieprzespanej nocy. Bo taka jest umęczona. Jest cały dzień sama z dzieckiem, nie ma z kim pogadać. Nie widziała najnowszych filmów, a książki już dawno nie miała w rękach. Mówi o macierzyństwie bez lukru, rzyga na te matki, które rzygają tylko tęczą.

I Frustracja. Czasem też ją czuję i czuję tę wielką presję. Bo skoro jestem z dzieckiem w domu, to powinnam mieć na wszystko czas. Na zrobienie porządków, gotowanie obiadu i oczywiście zajęcie się dzieckiem - to podstawa. Przecież w wieku mojego syna to dzieci już wskazują palcem na to i na tamto. Powinny mówić to i tamto. Chodzić, ale oczywiście nie za rączki. Jeść, ale tylko eko, bo w innym jedzeniu jest za dużo chemii. No i nocnik! Najważniejsza kwestia. A smoczek? Oczywiście nawet nie powinien istnieć. Skoro jestem całe dnie z dzieckiem, to powinnam to wszystko ogarniać bez mrugnięcia okiem. Bez zająknięcia. A czasem nie tylko mam ochotę się zająknąć, ale w ogóle kląć na wszystko i po prostu sobie pójść. Robić to, na co mam ochotę, nie martwić się, nie planować niczego. Usiąść w spokoju. Zająć się swoimi sprawami, a resztę olać. Tak po prostu. Olać te durne pytania. Te bzdetne wymagania. Te głupoty i tę bzdurną presję. I tak właśnie robię. Bo to jest mój wentyl bezpieczeństwa.

Frustracja jest, była i będzie - momentami. Już myślałam, że jestem jakaś dziwna, bo nie jest non stop dobrze, idealne. Są te momenty, które wytrącają z równowagi. Kiedy naprawdę mam wszystkiego dość. Ale to mija. Chwila ciszy. Przytulenie i już jest dobrze. Już jest spokój. I wiem, że ta chwila jest bezcenna i nie zamieniłabym się z nikim za nic w świecie.

9 komentarzy:

  1. Wiem o czym piszesz.

    Odcięcie się od internetowych macierzyńskich społeczności daje same pozytywy. Testuję to na sobie (z resztą wiesz :)) i powiem Ci, ze jest tylko lepiej. Nie ma porównywania, licytowania się, narzucania swojego zdania, sugerowania, że np. skoro nie daję dziecku ekologicznego jedzenie to jestem złą matką, wyścigu, presji ( typu skoro dziecko X już sika do nocnika moje też musi bo jak to). Żyje się spokojniej i wolniej. Jasne, jest o cenne źródło wiedzy i doświadczeń, ale jednak to o czym wcześniej pisałam ma dla mnei większe znaczenie. A jeśli jeśli coś konkretnego będzie optrzebne zawsze można znaleźć w internecie.


    Przy okazaji: moje dziecko mimo że tydzień temu skończyło rok nie sika/nie robi kupki do nocnika (nawet nie chce na nim siedzieć, więc go nie sadzamy), nie wskazuje palcem, nie rozpoznaje kotka czy pieska na obrazku, sam zrobi tylko 2-3 kroczki (tak to chodzi trzymany za obie ręce lub za jedną), mama prawie wcale nie mówi (wyrwało mu się parę razy, ale coś mu się zapomniało ostatnio). Nie robię z tego tragedii, bo na wszystko przyjdzie pora.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to sto lat dla Kacperka! Mam nadzieję, że impreza roczkowa się udała :) my się już szykujemy do naszej :)

    A co do tekstu, mam wrażenie, że w sieci, ale szczególnie na blogach obraz macierzyństwa jest przejaskrawiony w każdą stronę. A chyba właśnie takie momenty wkurzenia, nie wiem frustracji zdarzają się każdemu. A co do forum itd - cenię sobie właśnie za wiedzę, nowinki, ale też takie zwykłe dzielenie codziennych trudów. W te dziwne licytacje staram się w ogóle nie włączać. Naprawdę licytowanie się w sieci czy w realu o umiejętności dziecka jest dla mnie czymś kompletnie niepojętym. A już najbardziej uwielbiam takie pytania właśnie jak ktoś przychodzi - a czy robi już to czy tamto? Prawie jakby to był jakiś test do zaliczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak u Ciebie sie ładnie zrobiło! Bardzo mi się podoba nowa odsłona bloga! :)

    Indiański namiot! - Chyba jest już wszędzie ;) Ale nie będę krytykować bo mi się taki podoba i sama taki chciałam jak byłam dzieckiem ;)
    Niestety wydaje się że z dzieckiem wszystko powinno być gotowe, posprzątane i na czas- ale tka nigdy nie jest. Bo ten mały człowiek jest jak my i ma gorsze i lepsze dni, a my musimy za tym nadążyć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo się cieszę, ze nowy wygląd bloga Ci się podoba :) co do tipi - oczywiście mi tez sie podoba i u nas na pewno bedzie :)

      Usuń
  4. Bardzo fajne zmiany na blogu! Rewelacja! Przez chwilę nawet nei wiedziałam gdzie jestem ;)
    Co do tego całego parentingowego bullshitu to niestety masz rację. Czasaem oglądając niektóre blogi mam wrażenie że jestem złą matką, bo u mnie jest tak zwyczajnie. Łożko czasem rozkopane i kocyk na ziemi stary w misie a nie szary w gwiazdki... lubię gadżety i lubie ładne rzeczy ale bądźmy realistami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Cieszę się z tego liftingu bloga, bo to był już najwyższy czas, ale czuję też, że pewnie za niedługo znów coś zmienię ;) Ja nic nie poradzę, że mój syn lubi kolorowy plastik. Ma drewniane zabawki, ale grające durnograjki rządzą u nas. Nic na to nie poradzę - trudno, chyba będę musiała jego kreatywność inaczej pobudzać ;)

      Usuń
  5. Gdy mój syn był mały na prawdę nie odczuwałam frustracji... Teraz ma dwa lata i niestety, frustracja przeplata się ze stanami depresyjnymi :/ Choć i tak jestem wdzięczna, że mogę z synkiem być na co dzień, patrzeć jak się rozwija, poznawać go, ech- uroki macierzyństwa!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że początki były najtrudniejsze i wtedy zmęczenie było ogromne. Obecnie bardziej odczuwam rosnącą odpowiedzialność, bo mój młody coraz więcej rozumie i zaczyna się kształtować jako człowiek. Macierzyństwo faktycznie jest nieprzewidywalne :) Z jednej strony zazdroszczę, że tak długo możesz być z synem, a z drugiej domyślam się jak to jest trudne. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja do pogadania na żywo na kolejnym spotkaniu :)

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń