Wyprawkowe hity - karuzela Rainforest

Jak wiadomo dla dzieci mamy do wyboru całe mnóstwo gadżetów. Część z nich to kompletnie zbędne pierdoły, ale karuzela to jest naprawdę coś, co warto mieć. A dlaczego? To taka niby pierwsza atrakcja dla dziecka, które tylko „leży i paczy”, ale mówiąc na serio, to gadżet nie dla niemowlaka, a dla rodziców. I to bardzo przydatny gadżet :)




Teraz, gdy wracam myślami do odległych czasów po urodzeniu Igora mogę potwierdzić, że noce i dnie chyba zlewały się w jedno, bo niewiele z tego okresu pamiętam. Permanentny brak porządnego snu i zmęczenie dają tak w kość, że z perspektywy czasu stwierdzam, że każda rzecz, która pozwoli ten sen wydłużyć (nasz, rodziców oczywiście) jest bezcenna. Taką właśnie rzeczą jest karuzela. Nie, nie przesadzam :) Osobiście uważam, że nie ma sensu korzystać z niej przed 2 miesiącem życia dziecka, ale później jest z niej już tylko pożytek. Na wstępie powiem, że odrzućcie te nakręcane badziewia, które są niby karuzelami. Otóż to badziewie nie spełnia podstawowej funkcji – nie pozwoli Wam dłużej leżeć lub spać, bo trzeba NON STOP podchodzić i to cholerstwo nakręcać. Jedyne słuszne rozwiązanie to karuzela automatyczna. I to najlepiej z pilotem :)

 

My właśnie taką karuzelę kupiliśmy po tym jak przeczytałam na forum, że dzięki niej jedna z mam o poranku może poleżeć w łóżku dłużej o 40 minut. Ten news mnie poraził. Przy rozpoczynaniu dnia o nieludzkiej godzinie 5, to 40 minut było dla nas kluczowe. Mieliśmy już nakręcaną karuzelę, ale powtórzę jeszcze raz, że to badziewie doprowadzało mnie do szału. W 5 sekund zdecydowałam się na zamówienie karuzeli AUTOMATYCZNEJ Fisher Price Rainforest. Nie interesował mnie jakoś szczególnie jej design – może drewniana lub pastelowa karuzela byłaby ładniejsza, ale to nie o to tu chodzi. Karuzela to nie dekoracja. Karuzela ma zainteresować dziecko. A moje dziecko interesuje to co wali po oczach. Nie zawsze, ale jeśli się kręci i gra, to ma po oczach walić.  No więc 200 zł uciekło z konta, a ja tupiąc nóżkami czekałam na przesyłkę. W końcu karuzela dotarła i z drżącymi rękami umocowaliśmy ją na ramie łóżeczka. Włączyliśmy. Poleciał Beethoven i stało się! Igor leżał zachwycony i gapił się :D Cudowne chwile ciszy i spokoju (z Beethovenem w tle). Mało tego – ten cudowny wynalazek posiada pilota. Można więc bez wstawania z łóżka go uruchomić. Czy może być coś wspanialszego? 


A mówiąc serio, to Igor ma już 8 miesięcy i karuzela ciągle się przydaje, choć obecnie służy już bardziej jako element, którego on za wszelką cenę chciałby dosięgnąć. Sam majstruje przy zmianach melodyjek i to jest już dla niego główna atrakcja. Czasem uruchamiam karuzelę, gdy mały jest zmęczony i sam nie wie czy warto iść spać czy dalej się bawić. Karuzela potrafi wtedy wpłynąć na jego decyzję i młody zasypia. Jej działanie było nieocenione w czasach trudnych początków, ale później również. A teraz odrobina konkretów. Karuzela ma 4 opcje dźwięków – odgłosy dżungli i 3 spokojne melodyjki (nie są irytujące). Oprócz tego, że kręcą się zwierzaki do niej umocowane, to ruszają się również liście i to chyba daje ten super, mega efekt wow. Można również zapalić światełko na panelu grającym. I tyle. Cała filozofia, a ile radości. Poniżej dla zobrazowania wklejam film, na którym widać jak działa karuzela. Uwaga akcja jest bardzo wartka, więc możecie mieć po tym filmie problemy ze spaniem ;)


3 komentarze:

  1. u nas sie sprawdziła, ale chyba głównie do kołysanek. Teraz po czasie uważam że tańsza bez bajerów itd też byłaby ok. Niewątpliwy plus za pilota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla nas największym plusem był ten automatyczny mechanizm. Myślę, że inna automatyczna też by się sprawdziła.

      Usuń
  2. Ta karuzela świetna u nas sprawdza sie do tej pory w 100 % :)

    OdpowiedzUsuń